W kancelarii szefa rządu odsłonięto popiersie pierwszego niekomunistycznego szefa rządu, większość byłych premierów podjęta została obiadem (niektórzy tradycyjnie nie przyszli) przez premiera Donalda Tuska. Debatowano w różnych gremiach o współczesnych polskich sprawach, a wieczorem na spotkaniu w Pałacu Prezydenckim po prostu gadano i wspominano dawne czasy. Bez politycznych podziałów, w miłym, przyjacielskim nastroju i w poczuciu, że jednak kawał solidnej roboty w Polsce został wykonany.
Tydzień wolności przeżyły też media. Czas między dymisją starego a powołaniem nowego rządu to okres wyjątkowy: wszystkie spekulacje dozwolone. Jak to celnie ujął Jacek Rostowski: ci, którzy wiedzą, nie mówią, a ci, którzy nie wiedzą, mówią. Grono tych, którzy wiedzą, jest od pewnego czasu wyjątkowo szczelne, o czym przekonaliśmy się, gdy jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że premier Tusk jednak wybiera się do Brukseli. Tym więcej zatem wolności w spekulowaniu, a także w zgłaszaniu się do rządu.
Ogólny wynik spekulacji jest taki, że mamy przynajmniej trzech kandydatów na stanowisko marszałka Sejmu. Na tej liście Cezary Grabarczyk widnieje niejako z urzędu, bo jest wicemarszałkiem i wspiera przyszłą panią premier. Rafałowi Grupińskiemu podobno obiecał tę funkcję premier, ale biorąc pod uwagę, ile osób chodzi i mówi, że Donald Tusk obiecał im stanowiska (można by złożyć dwa rządy), nic nie jest pewne. Radosławowi Sikorskiemu zaproponowała to podobno Ewa Kopacz. W kwestii ministrów też mamy spore zamieszanie. Wicemarszałek Grabarczyk, oprócz posady marszałka, przymierzany był do funkcji ministra sprawiedliwości, a może nawet spraw wewnętrznych i dodatkowo pasowano go na wicepremiera.