Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Amunicja drugiej szansy

Leopardy na paradzie z okazji Święta Wojska Polskiego w Warszawie Leopardy na paradzie z okazji Święta Wojska Polskiego w Warszawie Stefan Maszewski / Reporter

Polskie wojsko znów będzie kupowało amunicję polskiej produkcji do czołgów Leopard. Znów, bo już raz kupowało i stwierdziło, że nigdy więcej. Produkowana w Polsce amunicja 120 mm odłamkowo-burząca sprawiała mnóstwo kłopotów. – Czołgiści skarżyli się, że nie trzymała parametrów i trudno było precyzyjnie razić cele, bo pociski nie zawsze spadały tam, gdzie celowano – mówi Waldemar Skrzypczak, były wiceminister obrony narodowej. Problem tkwił w prochu z Pionek produkowanym na linii technologicznej z lat 20. XX w. Na takich maszynach nowoczesnej i precyzyjnej amunicji wyprodukować się po prostu nie dało. – W zakład zostały zainwestowane duże kwoty, żeby wyeliminować te problemy – mówi Grzegorz Szymański z Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Zakład w Pionkach związano ze skarżyskim Meskiem, które wzięło na siebie postawienie na nogi upadających Pionek. Za ponad 13 mln zł zakupiono nowoczesne maszyny – prasę formującą, ugniatarkę i krajalnice do prochu. Udoskonalono również konstrukcję pocisku. Po pierwszych strzelaniach wojsko zdecydowało się dać polskiemu przemysłowi jeszcze jedną szansę. – Niemcy robią amunicję, która naszą bije na głowę. Ale jeśli nie damy polskiemu przemysłowi zamówień, to nigdy nie będziemy mieli własnej technologii. Na tych pociskach spokojnie można się szkolić – mówi proszący o zachowanie anonimowości wojskowy. Wojsko zamówiło aż 15 tys. pocisków odłamkowo-burzących. Jednak żeby kontrakt mógł być zrealizowany, PGZ musiała wesprzeć Mesko dodatkową kwotą 17 mln zł kredytu na zakup materiałów do realizacji kontraktu wartego 105 mln zł.

Polityka 38.2014 (2976) z dnia 16.09.2014; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 6
Reklama