Kraj

Po co komu pielgrzymki

W wywiadzie z prof. Marią Libiszowską-Żółtkowską, socjologiem, na temat pielgrzymek (POLITYKA 32), pani profesor rozważa przywiązanie Polaków do kultu maryjnego, historyczne uwarunkowania zdeterminowane epidemią dżumy w 1711 r., przeżycia duchowe uczestników etc. Podsumowuje uwagą: „Współcześni pątnicy, dzielący się w internecie swoimi przeżyciami, dość szybko kończą relację stwierdzeniem: »żeby to zrozumieć, to trzeba samemu pójść i przeżyć, bo słowami tego opisać się nie da«”. Chodzi tu o spotkanie z sacrum, metafizykę. Jest to o tyle zabawne, że pani profesor specjalizuje się ponoć w socjologii, a nie teologii. Tymczasem niezwykle ważne aspekty socjologiczne pielgrzymek umykają kompletnie jej uwagi.

W latach 1974–79 prowadziłem ze studentami z Uniwersytetu Warszawskiego i Jagiellońskiego badania religijności ludowej. Wynikała z tego, w ramach anglosaskiej zasady „obserwacji uczestniczącej”, konieczność partycypowania w manifestacjach religijnych, w tym oczywiście w pielgrzymkach.

Rok 1975. Pielgrzymka do Kalwarii Pacławskiej. Rozpoczyna się wielka uroczystość, na którą, po odwiedzeniu wszystkich kapliczek, przybyli pątnicy. Można ich podzielić na trzy kręgi. Pierwszy otacza wypełniony po brzegi kościół. Są tu wierni rozmodleni, często na kolanach, niekiedy nawet, co dotyczy przeważnie starszych kobiet, w stanie swoistej ekstazy. W kręgu drugim, osłoniętym mniej więcej od kościoła szpalerem drzew, trwa piknik. Piwo leje się strumieniami, w tylnych szeregach rżną w karty. Wreszcie w kręgu trzecim, w zaroślach niewidocznych z centrum, młodzi, często w stanie wskazującym, oddają się związkom pozamałżeńskim.

Polityka 35.2014 (2973) z dnia 26.08.2014; Felietony; s. 111
Reklama