W wielkiej skrzyni o udźwigu 40 ton leżało kilkadziesiąt worków z cukrem. Można powiedzieć, że przywieziono moskiewskie powietrze i coś na osłodę. Na zewnątrz ta niepokalana biel konwoju była dla mnie jadowita.
Putinowi się nie śpieszy, bo ma czasu jak lodu na Syberii, chociaż chciałby jak najszybciej zakończyć to nieporozumienie, tak dotkliwe dla bratnich Ukraińców. Giną ludzie, domy zburzone, brakuje wody i jedzenia, zestrzeliwane są pasażerskie samoloty. Prezydent Rosji bardzo się tym przejmuje. Rozmawiać chce, paktować, zawieszać broń i w ogóle, żeby był pokój. Po tragedii samolotu jego chłopcy dwa tygodnie sprzątali teren, by jakoś wyglądał, zanim wejdą międzynarodowi specjaliści.
W Polsce Putin nie cieszy się sympatią i tu jesteśmy na remis. On też za nami nie przepada. Mówi o tym ustami Żyrinowskiego, bo przecież osobiście nie będzie nas zaszczycał. Ma inne rzeczy do roboty. Zabrał Ukrainie Krym, owszem, ale Krym go sam o to poprosił, żeby był Rosją. Europa błagała wtedy Putina, żeby już dalej nie szedł. Dziś Putin siedzi w Doniecku, a Europa znów go prosi, żeby na tym się zatrzymał. I tak trwa to słodkie gadu-gadu, a prezydent Rosji jest już myślami w Rydze i Tallinie.
My też mamy takiego swojego w muszkę wiązanego półbolszewika i półfaszystę. Mówi on, że Putin byłby świetnym prezydentem Polski, bo tak dobrze kołuje Europę. Następny fachowiec od spraw zagranicznych, o którym chcę wspomnieć, nosi krawat. Przez ostatnie dwa tygodnie utrzymuje się z tego, że w kolejnych stacjach telewizyjnych i radiowych udowadnia, że minister Sikorski nie ma wyższego wykształcenia, a dyplom kupił sobie okazyjnie za 10 funtów. Pomyślałem, że wielu ludzi chciałoby mieć zmartwienia posła Waszczykowskiego i emeryturę abp. Głódzia.
Gdy się urodziłem, a było to jeszcze przed wojną, Polska miała Kościół katolicki.