Korwin to dziwadło. Na pierwszy rzut oka i na zdrowy rozum, trzeba zwariować, żeby na niego głosować. A wszedł do Parlamentu Europejskiego. I wprowadził tam trzech kolegów. Dlaczego 25 maja 2014 r. „zwariował” co piętnasty głosujący? Dlaczego prawie co drugi oddany na Nową Prawicę Janusza Korwin-Mikkego głos wrzucił do urny wyborca mający mniej niż 25 lat?
Po pierwsze: nie aż takie dziwadło
JKM wygląda jak Strach na Wróble w „Czarnoksiężniku z Krainy Oz”. I tak z grubsza się zachowuje. Widać, że nie jest to postać z normalnego świata. Dorosłym ludziom instynkt podpowiada, żeby się trzymali od takich z daleka. Ale dla kogoś, kto polską politykę obserwuje raczej sporadycznie i od niewielu lat, nie jest to figura specjalnie się wyróżniająca.
Czy jest jakościowa różnica między JKM a Macierewiczem? Nawet wyglądem specjalnie się nie różnią. A Macierewicz to wiceprezes jednej z dwóch głównych partii. Nie polityczny folklor, lecz jądro establishmentu. I nie jest wyjątkiem. Obupłciowy i wielopartyjny tłum Korwinków przewija się co dzień przez studia stacji informacyjnych. Hektolitry korwinopodobnych, seksistowskich, szowinistycznych, antydemokratycznych bredni codziennie leją się z mediów informacyjnych.
Począwszy od afery Rywina polska polityka jest wielkim spektaklem, a media stały się wielką sceną prowokowania, oburzania się i potępiania. Kto z polityka wydusi coś szokująco głupiego, ten ma gwarantowane godziny, a nawet dni sławy. Kto pamięta epokę Geremka, tego to jeszcze razi. Młodzi nie pamiętają. Korwinowatość mają za polityczną normę. Na scenie medialnej polityki brednia już nie wyróżnia i nie stygmatyzuje.
Po drugie: sieroty po Balcerowiczu
Na polskiej scenie politycznej już tylko dwie partie używają dominującej przez poprzednie ćwierć wieku radykalnie indywidualistycznej i ultraliberalnej narracji balcerowiczowskiej.