Najpierw, że obywatele europejscy nie pofatygowali się tłumnie do urn, a już najgorzej zachowali się wyborcy w tych krajach, które najbardziej na członkostwie w Unii skorzystały. Przy unijnej słabej średniej nieco ponad 43 proc. – Polska zmobilizowała się jedynie na poziomie 22,7 proc. Druga zła wiadomość to dobry wynik wyborczy ruchów sprzeciwiających się integracji europejskiej – antyfederalistów i tzw. suwerenistów, którzy wbrew wszelkiemu rozsądkowi politycznemu głoszą w praktyce hasło „każdy sobie”. Hasło to odpowiada jedynie silnym, na pewno nie Polsce.
Nie byłoby jednak nad czym płakać, bo antyfederaliści i suwereniści mają w parlamencie łącznie poniżej 75 głosów, nie więcej zatem niż ok. 10 proc. Poza tym Niemcy – najsilniejszy kraj Unii – wyraźnie opowiedzieli się za Unią, niemiecka CDU, podpora europejskiej partii ludowej w parlamencie zajęła na scenie niemieckiej pierwsze miejsce. Socjaliści też wypadli lepiej niż się spodziewano. Licząc wszystkie głosy wygląda na to, że dwa największe ugrupowania Europejska Partia Ludowa i socjaliści będą miały w parlamencie nieco ponad 400 głosów, a więc większość (minimalna większość wynosi 376 głosów). Nawet więc wszyscy eurosceptycy nie zdołają przeszkodzić „wielkiej koalicji” konserwatystów i socjalistów.
Nie ma więc dramatu. Jakoś ten parlament będzie funkcjonował, jednak dotychczas Unia liczyła na motor francusko-niemiecki, tymczasem w głosowaniu we Francji doszło do prawdziwego trzęsienia ziemi. Najsilniejszą francuską partią został Front Narodowy, który z 25 proc. głosów nie tylko pokonał opozycyjną partię UMP, a zupełnie zepchnął w cień rządzących socjalistów, którzy dostali niespełna 15 proc. głosów. Taka porażka stawia pod znakiem zapytania los rządu francuskiego, a w każdym razie osłabia sojusz Francji i Niemiec, bez którego – jak wskazuje praktyka – nic nie jest w Europie możliwe.
Oczywiście Unia się nie zawali, ale grozi jej marazm. Wszystko to, na co liczyły słabsze kraje – takie jak Polska – budowanie wspólnej polityki energetycznej, silniejsza wspólna polityka zagraniczna i obronna – stają się mało realnymi przedsięwzięciami.