Mam wiele złudzeń, mówię oczywistości z egzaltacją odkrywcy i wyważam dawno już otwarte drzwi. Ale niech tam, dziecka też warto czasem posłuchać. Otóż stawiam dziś tezę, że uparcie utrzymywany podział na polityków i dziennikarzy jest sztuczny i nieaktualny. Najwyższy czas uznać zarówno dziennikarzy, jak i wydawców prasy politycznej za członków wielkiej politycznej rodziny. Po prostu dlatego, że tworzą wspólne środowisko, razem kształtują opinię publiczną i wespół wywierają realny wpływ na działalność instytucji. Twierdzę ponadto, że mimo zagrożeń różnymi patologicznymi układami, co do zasady nie ma w tym nic złego.
Dziennikarzy wprawdzie nikt nie wybiera i jest to z pewnością jakiś uszczerbek na demokracji, niemniej jednak kupowanie bądź niekupowanie gazet też jest jakąś tam formą głosowania, a za to obsada większości wysokich stanowisk państwowych tylko bardzo pośrednio zależy od procedur wyborczych. Instytucjonalna demokracja jest płytka i niewiele znaczy bez demokracji wpisanej w systemy społeczne.
A czy media same w sobie są demokratycznym systemem? Nie za bardzo, ale bodaj wcale nie mniej niż partie polityczne. Zarówno media, jak i partie są dość autorytarnymi strukturami, choć mają swoje przestrzenie wewnętrznej wolności. Jedne i drugie są dość zróżnicowane, ale też w przeważającej mierze pragmatyczne i zależne od „interesariuszy”, czyli odbiorców i wyborców. Oczywiście media i partie są nieco inaczej zorganizowane, inaczej kształtują się ich interesy ekonomiczne i czym innym jest mimo wszystko władza polityczna, a czym innym „czwarta władza”, niemniej jednak musimy uznać bezsporny fakt, że dziennikarze i politycy tworzą jeden wspólny świat.