Kraj

Zgorszenie, zlepszenie

Hipokryzja jest ukrytą namiętnością życia. Tak silną, że trudno sobie wyobrazić świat bez zakłamania i przemilczeń.
Michael Hitoshi/Digital Vision/Getty Images

Oślizgła nieszczerość, bezczelny cynizm i tępa bezmyślność lepią się do nas jak błoto w słotny dzień. Czysta i szczera mowa, prostota obejścia i naturalna prawość w postępowaniu – te diamenty dobrej woli prawie nigdy nie świecą, upaćkane wszechobecnym szlamem obłudy.

Źródłem tej obłudy jest lęk, nieufność i biorące się z nich poczucie, że zawsze trzeba być pośród swoich, w swoim plemieniu, bez względu na słuszność. A za tym idzie przekonanie, że wszyscy inni też są stronniczy i egoistyczni, gotowi na wszelkie kłamstwo, aby tylko zabezpieczyć swe interesy lub uzyskać przewagę. Dajemy sobie prawo do zakłamania, bo sądzimy, że inni są nie lepsi od nas.

Najpierw jednak okłamujemy samych siebie. Udajemy, że wierzymy – w dogmaty religii, w wartości, idee, w sens swojej pracy, w uczciwość swych bliskich – i to tak skutecznie, że tracimy zdolność do prawdomówności wobec siebie. Tkwimy bezmyślnie w fundamentalnym kłamstwie swojej wspólnoty, zadowalając się tym, że w ogóle mamy jakąś wspólnotę. Żadnych kłopotliwych pytań, a już zwłaszcza pytania „czy ja naprawdę w to wszystko wierzę?”.

Nieufność i milczenie czynią z nas cyników mimo woli. Jedyną naszą prawdą staje się przekonanie, że obłuda jest wszechobecna, autentyczność i szczerość nie istnieją, a światem rządzi egoizm, interes i wszelkie niskie pobudki. Nic nie jest na serio – słowa, rytuały, przysięgi ani wyznania wiary. Są tylko swoi i obcy. I niechaj katolik głosuje na katolika, a Żyd na Żyda. Nie ma racji i błędu, dobra i zła, lecz jedynie naszość i obcość. I naszość musi być górą.

Polityka 10.2014 (2948) z dnia 04.03.2014; Felietony; s. 96
Reklama