Potknęliśmy się już przy rocznicy Okrągłego Stołu, ponieważ dla partii o nazwie Solidarna Polska tamto wydarzenie to początek rabunkowej prywatyzacji, brak kary dla zbrodniarzy z PRL i uwłaszczenie nomenklatury. Dla pozostałych ugrupowań to wprawdzie początek drogi do wolności, ale ponieważ wciąż silna jest tradycja liberum weto, więc i Sejm uchwały, popieranej przez wszystkie inne ugrupowania, nie głosował. Nie ma aklamacji, nie ma uchwały – taka obowiązuje zasada. Szczęśliwie jest Senat, powołany wszak mocą okrągłostołowych decyzji, więc rocznicę uczci druga izba parlamentu. To zdarzenie może stać się przyczynkiem do dwóch refleksji – o zachowaniu lub likwidacji Senatu, który nie pierwszy już raz ratuje honor Wysokiej Izby, i o wyższości systemu z grubsza dwupartyjnego nad rozdrobnionym.
Dla tych, którzy walczą o przekroczenie wyborczego progu, każda okazja jest dobra, by się popisać. Nawet jeśli popisują się wyjątkową historyczną ignorancją i zwyczajną głupotą, co niestety jest zjawiskiem coraz częstszym i wszystko wskazuje, że będzie się ono nasilać.
Tym ważniejszy wydaje się postulat, aby Sejm na lata wyborcze dał sobie spokój z okolicznościowymi uchwałami, o których opinia publiczna dowiaduje się zresztą głównie wówczas, kiedy wybucha awantura. Okrągły Stół uczczono już przy okazji 20-lecia i wtedy Zbigniewowi Ziobrze i jego kolegom się podobał. Można było na tym poprzestać. Maniera czczenia wszystkiego co kilka lat staje się nieznośna, zwłaszcza gdy widać, że atmosfery do rozmowy i świętowania nie ma, jest za to nastrój do kontestowania wszystkiego co nie „nasze”.
Oto odezwał się Piotr Duda, przewodniczący związku zawodowego Solidarność, mocno zdegustowany faktem, że 4 czerwca prezydent wręczy Nagrodę Solidarności, bo rzecz nie została skonsultowana ze związkiem zawodowym, a przecież do nazwy Solidarność tylko jego organizacja ma prawo.