Oficjalny przekaz katolicki przekonuje wiernych, że papież nie powiedział tego, co powiedział – np. o Kościele ubogim – albo, że jeśli powiedział, to został zmanipulowany przez „wrogów Kościoła, którzy walczą z nim przy pomocy Franciszka”.
Piotr Sikora w „Tygodniku Powszechnym” podaje nowy przykład wypaczania przekazu papieża w Polsce. Chodzi o istotny dokument, a nie tylko wypowiedź. Jest nim tak zwana adhortacja „Radość Ewangelii”. Dokument już odbił się echem w świecie, bo prezentuje poglądy papieża na tak ważne sprawy, jak ekonomia nastawiona na zysk kosztem ubogich i głoszenie Ewangelii we współczesnym świecie.
Sikora uważa, że tekst tłumaczenia powinien być wycofany i poprawiony, bo zawiera błędy merytoryczne i językowe. Wygląda na to, że niektóre z błędów są umyślne. Gdy w oryginale papież zaleca biskupom, by byli gotowi „iść za swoim ludem”, bo lud Boży jest zdolny „do rozpoznawania nowych dróg”, w przekładzie czytamy, że to „węch biskupa pozwala mu rozpoznać nowe drogi”.
Nadgorliwy klerykalnie tłumacz (kościelny redaktor?) uznał, że lud Boży nie może być w polskim Kościele mądrzejszy od biskupa.
Mamy nawet świeży tego dowód. Opisaną w najnowszym „Dużym Formacie” sprawę abp. Głódzia, nie widzącego problemu w tym, że pozwala funkcjonować w Kościele księdzu, który upijał i dobierał się do nastolatki. Przecież piętnastolatka to nie dziecko, nie ma mowy o pedofilii. No fakt, dziewczyna skończyła piętnaście lat kilka dni przed seksualnymi awansami proboszcza.
Tak to w praktyce jest teraz u nas, że Roma sobie, a Polonia semper Fidelis. Zawsze wierna – sobie. Watykan odsyła do nuncjusza, bo to sprawa polska, nuncjusz unika mediów, hulaj dusza, papy nie ma. Takie pozornie drobne sprawy pokazują, jak łatwo w polskim Kościele dojść do przekonania, że Franciszek mu nie zagraża. I kto wie, może nasi arcybiskupi rzeczywiście mogą spać spokojnie. Przecież u nas rzeczywiście Lud Boży idzie za nimi, a nie oni za nim i Franciszkiem. Smutna nowina.