Za najlepszego ministra uznany został Radosław Sikorski. Wskazało na niego aż 33 proc. ankietowanych. Za nim uplasował się Bogdan Zdrojewski, minister kultury. Donald Tusk, jako najlepszy, dostał 13 proc. głosów. Za najgorszego uznało go jednak 27 proc. badanych. Aż 28 proc. wskazało wicepremiera Jacka Rostowskiego, a 29 proc. Joannę Muchę.
Ranking świadczy o tym, że po prostu rząd nam się znudził. Zarówno premier, jak i minister finansów swoje funkcje pełnią najdłużej, bo aż siedem lat. Podejmują decyzje dotyczące żywotnych spraw wszystkich obywateli i czasem – jak w przypadku wydłużenia wieku emerytalnego – naruszające ich żywotne interesy. A więc – bardzo niepopularne. Zbierają też cięgi za winy swoje i nieswoje. Donald Tusk za kryzys i afery wokół Platformy Obywatelskiej, toczące się przecież na lokalnym szczeblu. Jacek Rostowski za emocje, które wywołuje sprawa OFE. Jego wizerunkowi z pewnością bardzo zaszkodziły krytyczne i nie zawsze sprawiedliwe opinie prof. Leszka Balcerowicza. Ale także jego własny temperament, powodujący że wymiana zdań nie zawsze miała charakter wyłącznie merytoryczny.
W wynikach plebiscytu trudno się dopatrzeć kryteriów. Można jednak zauważyć pewną prawidłowość. Najsłabsze noty otrzymały osoby, o których źle mówią media. Najlepsze – członkowie gabinetu, którzy dobrze w nich wypadają. Także, a może przede wszystkim dlatego, że zajmują się sprawami i podejmują decyzje, które ankietowanych nie dotykają wprost, nie naruszają ich interesów.
Dobrą taktyką okazuje się także zejście z linii strzału. W ostatnim czasie konsekwentnie unikał mediów Bartosz Arłukowicz i dzięki temu w rankingu najgorszych zajął dopiero czwarte miejsce. Wcześniej często zbierał największe cięgi. Łaskawszego potraktowania minister zdrowia nie zawdzięcza raczej poprawie w publicznej służbie zdrowia i w każdej chwili może wrócić na pudło. Koniec roku to przecież okres, gdy najtrudniej dostać się do szpitala, czy choćby lekarza, po kończą się limity.
Cokolwiek braliśmy pod uwagę, oceniając rząd, jedno wydaje się pewne. Zapowiadana przez premiera listopadowa rekonstrukcja rządu nie może okazać się liftingiem, bo ten wizerunku gabinetu Tuska z pewnością nie poprawi. Jeśli coś ma go zmienić, to musi to być zmiana radykalna.