46-letni dziś Jacek Protasiewicz polityczną karierę zaczynał w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, do którego wstąpił na początku pierwszego roku polonistyki we Wrocławiu. Do NZS wciągnął go o rok starszy kolega, którego znał z liceum. Protasiewicza nie trzeba było długo namawiać. – Pochodziłem z antykomunistycznej rodziny, mój ojciec działał w Solidarności. Jako nastolatek tak organizowałem sobie wakacje, żeby 1 sierpnia być na Powązkach w Warszawie, a pod koniec sierpnia w Gdańsku. Składaliśmy tam z kolegami kwiaty pod pomnikiem stoczniowców – wspomina Protasiewicz. W NZS, poza Schetyną, poznał też m.in. Pawła Piskorskiego, później wpływowego polityka UW i PO, dziś w Stronnictwie Demokratycznym.
Dla wielu ludzi NZS przejście do polityki po 1989 r. było oczywistością. – Wahałem się między Forum Prawicy Demokratycznej, gdzie był m.in. Aleksander Hall, a Kongresem Liberalno-Demokratycznym – mówi Protasiewicz. Wybrał KLD, bo, jak wspomina, wydawał się konkretniejszy i bliższy środowiskowo. Odpowiadał mu też liberalny przechył młodej partii. Także Schetyna wybrał KLD i wkrótce został szefem partyjnych struktur. Protasiewicz przez lata był w jego cieniu, także wtedy, gdy Kongres po przegranych wyborach połączył się w 1994 r. z Unią Demokratyczną, tworząc Unię Wolności. Dla obu młodych polityków było to ciężkie ambicjonalnie doświadczenie, bo we Wrocławiu Unią rządził Władysław Frasyniuk, legenda Solidarności. Trudno było się przebić.
– Gdy pod koniec 2000 r. Tusk przegrał z Bronisławem Geremkiem walkę o władzę w UW, to Schetyna i Protasiewicz byli największymi orędownikami wyjścia z Unii. We Wrocławiu wycięto wszystkich ich ludzi, nie mieli nic do powiedzenia – wspomina były polityk KLD i UW. Zarówno Protasiewicz, jak i Schetyna poszli w górę, gdy w 2001 r. powstała PO. Protasiewicz po raz pierwszy wszedł do Sejmu, ale kadencji nie dokończył, bo przeszedł do Parlamentu Europejskiego. Schetyna natomiast konkurował z Piskorskim o kontrolę nad strukturami partii – zmieniali się na stanowisku sekretarza generalnego Platformy. Ostatecznie triumfował Schetyna (i stojący wówczas za nim Tusk), a Piskorski odszedł w niebyt. Nieco wcześniej Protasiewicz po raz pierwszy znalazł się blisko przyszłego premiera. Został szefem kampanii prezydenckiej Tuska w 2005 r.
– To był w istocie przypadek. Gdy kampania się zaczynała, Schetyna nie wierzył w sukces. Nie chciał być twarzą przegranej, więc na szefa sztabu zaproponował Jacka. Ale i tak to Grzegorz rządził w obu kampaniach, tak prezydenckiej, jak i parlamentarnej – wspomina były polityk PO.
Dobry strzał z Angelą
Mimo przegranej z Lechem Kaczyńskim, Tusk nie stracił zaufania do europosła. Protasiewicz został szefem kampanii do Sejmu 2011 r.
– W rzeczywistości działały dwa sztaby. Najbliżej premiera byli Paweł Graś, Igor Ostachowicz, Tomasz Arabski, także Jan Krzysztof Bielecki. I nieraz było tak, że Jacek szedł z przedyskutowanymi w sztabie pomysłami do premiera, a wracał z poleceniem, by robić coś innego – wspomina uczestnik kampanii. – Ale raz Jacek postawił na swoim, i to w istotnej sprawie – dodaje nasz rozmówca. Chodziło o wpadkę Jarosława Kaczyńskiego, który zasugerował, że Angela Merkel nieprzypadkowo została kanclerzem Niemiec; wielu odczytało to jako insynuację, że stały za tym służby. Wymarzona okazja dla PO do ataku na PiS. Ale w otoczeniu premiera była obawa, że Tusk po aferze z dziadkiem z Wehrmachtu z kampanii 2005 r. powinien trzymać się jak najdalej od wątków niemieckich. – Protasiewicz uważał inaczej. Rozkręciliśmy temat, PiS znalazł się w defensywie. Jacek miał rację – opowiada członek ówczesnego sztabu.
Przyjaźń ze Schetyną wydawała się trwała. Na tyle, że Schetyna powierzył Protasiewiczowi władzę nad regionem, gdy został wicepremierem i potem, gdy był marszałkiem Sejmu. Protasiewicz pełnił obowiązki szefa dolnośląskiej PO i zarazem przewodniczył partii w samym Wrocławiu.
Gdy po wyborach do Sejmu w 2011 r. Tusk przesunął Schetynę do „rezerwy kadrowej”, Protasiewicz bez wahania oddał byłemu marszałkowi przywództwo w regionie.
Dlatego tak wielką niespodzianką był start Protasiewicza przeciw Schetynie. Podobno najpierw oznajmił to w rozmowie ze Schetyną, co były wicepremier potraktował lekceważąco. Zwolennicy Schetyny start Protasiewicza przyjęli z niedowierzaniem. Zwłaszcza że towarzyszyła mu deklaracja, że warto porozumieć się z prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem, którego wrocławska PO z Protasiewiczem na czele krytykowała.
– Byłem sekretarzem regionu zarówno wtedy, gdy jego szefem był Grzegorz, jak i wtedy, gdy rządził Jacek. I nie widziałem różnicy między ich polityką. Nie chodzi nawet o to, że Jacek był przyjacielem Grzegorza, ale że go zastępował, gdy ten był wicepremierem czy marszałkiem Sejmu. Protasiewicz prowadził wtedy politykę opozycyjną wobec Dutkiewicza – mówi sprzyjający Schetynie poseł Jarosław Charłampowicz. I dodaje: – Gdy ogłosił, że będzie kandydował i że ma wizję porozumienia z Dutkiewiczem, byliśmy zaskoczeni. Zrobił „pstryk” i zaczął robić rzeczy sprzeczne z tym, co realizował przez lata. Jeszcze niedawno bardzo mocno odciął się oficjalnie od pomysłu posła Huskowskiego, który zaproponował ścisłą współpracę z prezydentem miasta.
W zmianie zachowania Protasiewicza widać rękę Tuska. Premier oficjalnie nie wspierał nikogo w regionalnych wyborach, ale to był jego pomysł, by porozumieć się z bezpartyjnymi prezydentami miast. Ten plan spodobał się we wrocławskiej PO – tam dopóki jest się w opozycji do Dutkiewicza, trudno o wpływy i posady. Protasiewicz na zjeździe powiatowym miażdżąco pokonał kandydata schetynowców, co było wstępem do minimalnego zwycięstwa w regionie. Plan Tuska się powiódł: temat Schetyny jako pretendenta do władzy skończył się jak nożem uciął. Dowiódł tego zarząd PO, na którym Tusk i większość partyjnych baronów zaatakowali byłego marszałka.
Zarząd PO, wbrew schetynowcom, utrzymał wyniki zjazdu, ale i Protasiewicz wyszedł z tej sytuacji pokiereszowany. Już dwa dni po pokonaniu Schetyny newsweek.pl opublikował nagranie, na którym poseł Norbert Wojnarowski sugeruje delegatowi, że za głos na Protasiewicza może pomóc w szukaniu pracy w KGHM – i powołuje się przy tym na samego europosła. Potem ujawniono jeszcze drugie nagranie, na którym poseł Michał Jaros niezobowiązująco gawędzi z innym delegatem o egzaminie na członka rad nadzorczych, który zdał ten delegat. Tu propozycja pracy nie padła, ale wtedy afera taśmowa była już w rozkwicie. Zwolennicy Schetyny wnioskowali o powtórzenie wyborów, przeciwnicy byłego marszałka oskarżali go o prowokację. Śledztwo wszczęła prokuratura, a w Platformę uderzyły wszystkie media.
Wojnarowski i Jaros mogą zostać wykluczeni z partii. Protasiewicz musiał przeprosić za „samowolkę” Wojnarowskiego i zapewnił, że z rozmową o pracy nie miał nic wspólnego.
W wąskim gronie
Protasiewicz budzi, co rzadkie, sympatię nawet wśród przeciwników z innych partii. – O większości polityków można powiedzieć wiele złego. O Jacku nie. Ma klasę, lubię go – chwali Protasiewicza niezależny europoseł Adam Bielan, kiedyś specjalista od kampanii wyborczych PiS, a więc przeciwnik Protasiewicza w kampanii prezydenckiej 2005 r.
Protasiewicz idealnie pasuje do tego, jak Platformę widzi Tusk. Poglądy ma centrowe, nie odżegnuje się – w odróżnieniu od np. Marka Biernackiego – od pomysłu koalicji z SLD, nie grozi przechyłem partii ani w lewo, ani w prawo.
– Politykę robi się przy dwóch stolikach. Okrągłym w al. Ujazdowskich w Kancelarii Premiera i prostokątnym na Parkowej, w willi premiera. Protasiewicz jeszcze tam nie zasiada, w przeciwieństwie do Pawła Grasia, Igora Ostachowicza czy Bartłomieja Sienkiewicza. Tusk nie uważa Jacka za kogoś, kto pomoże mu wygrać z Kaczyńskim – mówi polityk PO.