Bo to nie jest tak, że Piotr Ikonowicz ma iść na 90 dni więzienia za obronę eksmitowanych. Ma do niej prawo. W tym przypadku rzeczywiście moglibyśmy się na wyrok sądu oburzać. Jeśli przepisy są zbyt bezwzględne dla lokatorów, każdy – kto się z tym nie godzi – ma bowiem prawo walczyć o ich zmianę. Tak jak Piotr Ikonowicz. Ale inaczej, niż on to zrobił. Bez ich łamania.
Bo te 90 dni więzienia to kara nie za to, że Ikonowicz walczył ze złym, być może, prawem. Prawem, które już zostało zmienione na wniosek Trybunału Konstytucyjnego. Zbyt okrutnym dla lokatorów, pozwalającym wyeksmitować ich na bruk. Że zorganizował blokadę, uniemożliwiając komornikowi eksmisję. To kara za coś zupełnie innego. Za nieposzanowanie prawa.
Z wyroku sądu wynika, że do 90 dni więzienia doprowadził go cały ciąg zdarzeń. Najpierw był wyrok sądu, skazujący Piotra I. na pół roku ograniczenia wolności z obowiązkiem pracy społecznej po 20 godzin miesięcznie - za pobicie właściciela mieszkania, który w sposób zgodny z prawem usiłował się pozbyć niechcianych lokatorów. Nawet szlachetne pobudki tego czynu nie usprawiedliwiają.
W kraju, w którym prawo obowiązuje wszystkich w takim samym stopniu, naruszenie nietykalności cielesnej drugiej osoby powinno być ukarane. Ale skazany do pracy się nie stawił. Najwyraźniej niewiele sobie robił z wyroku. Sąd zamienił mu pracę na grzywnę w wysokości 1800 zł. Nie udało się jej wyegzekwować. Dopiero wtedy, po 13 latach niemożności wyegzekwowania wyroku, sąd zamienił grzywnę na 90 dni więzienia. Piotr Ikonowicz poprosił prezydenta o ułaskawienie.
Prezydent musi teraz odpowiedzieć na pytanie, czy cel uświęca środki ? I czy, jeśli walczy się o słuszną sprawę, można bezkarnie łamać prawo? A więc, czy wobec prawa jesteśmy równi, czy też może są równi i równiejsi?