Antoni Macierewicz strzela z szybkością pistoletu maszynowego: niemal codziennie nowe zawiadomienie do prokuratury, nowi świadkowie, zapowiedzi kolejnych ekspertyz (także z NASA), wniosek o Trybunał Stanu dla premiera Tuska, kolejne konferencje smoleńskie. Poseł Macierewicz najwyraźniej wpada w popłoch i znaną sobie metodą nieprzyjmowania faktów do wiadomości próbuje zakrzyczeć rzeczywistość. A ona coraz bardziej skrzeczy, a nawet wrzeszczy. Jego zespół parlamentarny przez kilkanaście miesięcy budował konstrukcję zamachu, która się właśnie widowiskowo wali. Erozja dotknęła już samych fundamentów budowli.
Opublikowanie przez zespół Macieja Laska siedemnastu zdjęć słynnej smoleńskiej brzozy oraz rozerwanego skrzydła samolotu to cios potężny. Wyraźnie wszak widać strzępy blach wbitych w drzewo, miejsce i sposób złamania. Mógł poseł Macierewicz wcześniej ignorować ujawniony fakt, że zdjęcie, na podstawie którego zagraniczny kwiat polskiej nauki konstruował swoje teorie, było komputerową symulacją zrobioną przez młodego rosyjskiego amatora, rozważającego, „co by było gdyby”. Mógł lekceważyć kompromitujące zeznania w prokuraturze swoich ekspertów, z czego jasno wynikało, że badali coś, o czym nie mieli pojęcia, a właściwie niczego nie badali. Opublikowanych fotografii już nie da się tak łatwo zbagatelizować. Ale najmocniejsze ciosy spadły na zespół Macierewicza z własnych szeregów.
Kolejna konferencja, podczas której łączono się z zagranicznymi „ekspertami”, skończyła się w sposób iście groteskowy, kiedy się okazało, że ci wybitni fachowcy zespołu parlamentarnego nie potrafią sobie poradzić z dość prostą obsługą Skype’a.