W Polsce zabija się niepełnosprawne dzieci – mówiła w Sejmie Kaja Godek, przedstawicielka Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Stop aborcji”, która podczas ubiegłotygodniowego posiedzenia uzasadniała obywatelski projekt nowelizacji ustawy antyaborcyjnej. Aktywistom pro life w kilka miesięcy udało się zebrać blisko 450 tys. podpisów pod projektem mającym zaostrzyć jedną z i tak najbardziej restrykcyjnych ustaw dotyczących przerywania ciąży w Europie.
Kaja Godek, działaczka Fundacji Pro – prawo do życia, „żona i mama dwójki dzieci, w tym Wojtka z zespołem Downa” – jak sama się przedstawia – ma teraz szansę wyrosnąć na nową gwiazdę prawicy. Występ rezolutnej 30-latki, która próbowała rozstawiać po kątach posłów lewicy, z uznaniem odnotowały prawicowe portale, zwracając uwagę m.in. na jej umiejętności retoryczne. Godek w swoich przemówieniach z trybuny sejmowej 177 razy wspomniała o „dziecku” lub „dzieciach”, 62 razy odmieniała słowo „aborcja” i niemal tyle samo razy mówiła o „zabijaniu” (53). W proteście przeciwko stylowi jej wypowiedzi i „szerzeniu mowy nienawiści” posłowie Ruchu Palikota opuścili salę i zapowiedzieli wytoczenie jej procesu.
Politycy PiS wzięli Godek w obronę. A w komentarzach po jej sejmowym debiucie pojawiły się nawet porównania ze słynącą z ostrego języka prof. Krystyną Pawłowicz. Jak na razie absolwentka anglistyki UW całkiem sprawnie buduje swój wizerunek niezłomnej matki Polki walczącej o życie nienarodzone. Prowadzi blog, udziela wywiadów, pozuje do zdjęć ze swoim pięcioletnim chorym synkiem (ma też kilkumiesięczną zdrową Różę). Opowiada o tym, jak w wieku 25 lat przyjęła diagnozę prenatalną, i podkreśla, że decyzja o urodzeniu była naturalna, bynajmniej nie heroiczna. I takiej postawy wymaga od innych kobiet.