Wielką manifestacją w centrum Warszawy zakończyła się w sobotę czterodniowa akcja protestacyjna związków zawodowych, które żądają m.in. obniżenia wieku emerytalnego, rezygnacji z uelastycznienia czasu pracy oraz dymisji ministra pracy.
To największy z serii kilkunastu związkowych protestów, które w ostatnich dziesięciu latach przeszły przez stolicę. Przypominamy najważniejsze z nich. Sprawdziliśmy, pod jakimi postulatami były organizowane i jakie przyniosły efekty.
2003 (styczeń, wrzesień, październik)
Przeciwko wprowadzeniu kas fiskalnych protestowali taksówkarze, blokując samochodami centra Warszawy i innych większych miast. Efekt był żaden, bo rząd kasy wprowadził (obowiązek posiadania kas objął także innych usługodawców, m.in. fryzjerów i kosmetyczki).
Zgodnie z ostatnimi zmianami w przepisach, które weszły w życie z dniem 1 stycznia 2013 roku, kasę musi mieć każdy przedsiębiorąca, którego roczne obroty przekroczyły 20 tys. zł.
2003 (lipiec, grudzień)
Protesty kolejarzy. W lipcu pod ministerstwem infrastruktury zebrało się około tysiąc osób. Przedstawiciele związkowi na ręce ówczesnego wiceministra Macieja Leśnego złożyli petycję z żądaniem m.in. „zachowania narodowego charakteru kolei polskich”. W innych częściach kraju było bardziej gorąco. W województwie pomorskim doszło do blokowania torów i wstrzymywania ruchu pociągów. Niektórzy związkowcy podjęli strajk głodowy.
W efekcie Sejm przyznał 550 mln złotych na rozwój przewozów regionalnych. Związkowcy twierdzą, że ta kwota nigdy w całości nie trafiła do kolei.
2005 (lipiec)
Latem na ulicach Warszawy pojawili się górnicy. Po bitwie z policją przed gmachem Sejmu – przy użyciu petard, świec dymnych i trzonków od kilofów – obronili przywilej odchodzenia na emerytury po 25 latach pracy, który od tamtej pory obowiązuje bezterminowo. Rządzące wówczas SLD spełniło główne żądania górników (zbliżały się wybory parlamentarne i prezydenckie) z jednym wyjątkiem - możliwość wcześniejszego przechodzenia na emerytury utracili działacze związkowi.
2007 (czerwiec, lipiec, wrzesień)
Pod Sejmem i kancelarią premiera przez niemal miesiąc protestowały pielęgniarki, które domagały się podwyżek i zmian w służbie zdrowia (powstało wtedy słynne białe miasteczko). Częścią protestu była pamiętna okupacja jednego z pomieszczeń w kancelarii premiera. Cztery pielęgniarki spędziły w siedzibie rządu ponad tydzień – w ten sposób chciały zmusić premiera Jarosława Kaczyńskiego do podjęcia rozmów. Choć w końcu im się to udało, 27-dniowy protest zakończył się fiaskiem.
Według danych Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, w latach 2000 – 2010 pielęgniarki protestowały pięciokrotnie, z czego dwa razy – w 2000 i 2010 roku – skończyły się sukcesem (czytaj: podwyżkami pensji). Szczególny był także rok 2000, gdy pielęgniarki wywalczyły wpisanie do jednej z ustaw zdrowotnych podwyżkę w wysokości 203 zł (słynna ustawa 203), o którą później musiały walczyć w sądach, bo część dyrektorów szpitali nie chciała jej wypłacać.
2006 (maj, czerwiec) – 2008 (styczeń)
W 2006 i w 2008 roku pod Sejm przyszli nauczyciele. Domagali się podwyżek, utrzymania przywilejów emerytalnych oraz zachowania Karty Nauczyciela (za pierwszym razem domagali się także odwołania ówczesnego ministra edukacji Romana Giertycha).
Dopiero za drugim razem nacisk się opłacił. Nauczyciele dostali od rządu siedmioprocentową podwyżkę (od września 2010 roku) i kolejną od 2011 r. Po tych protestach pensje nauczycielskie wzrosły średnio o około 30 procent.
2012 (marzec, maj)
Wiosną 2012 roku przed kancelarią premiera utworzono – na wzór „białego miasteczka” - „miasteczko emerytalne”. Związkowcy z „Solidarności” protestowali przeciwko reformie emerytalnej – wydłużającej i wyrównującej wiek emerytalny. Bardziej burzliwy przebieg miała manifestacja w maju. Po raz pierwszy w historii doszło do blokady Sejmu. Przez kilka godzin związkowcy nie pozwalali posłom opuścić kompleksu gmachów przy ul. Wiejskiej. Protesty zdały się na nic, reforma weszła w życie.
***
Patrząc na to zestawienie, trudno oprzeć się wrażeniu, że organizowane przez związkowe manifestacje – nawet te najbardziej spektakularne – z reguły nie przynoszą takich efektów, jakich oczekiwaliby związkowcy. Wyjątkiem jest protest górników w 2005 roku. Trzeba jednak pamiętać, że wybrali najlepszy z możliwych momentów, czyli słaby rząd i zbliżające się podwójne wybory.
Drugi wniosek, jaki się nasuwa jest taki, że protesty są głównie demonstracjami siły, niejako dwukierunkowymi, adresowanymi do rządu i szeregowych członków związku. Demonstracjami z założenia skazanymi na porażkę. Inaczej postulaty nie byłyby wzięte z tak wysokiego sufitu, jak w przypadku większości z nich, a samym związkowcom nie przychodziłoby z taką łatwością sięgać do najprostszego z narzędzi opozycji, czyli krytyki totalnej.