Trzeba z szacunkiem odnotować prace historyka z IPN, koordynatora całego projektu badawczego, prof. Krzysztofa Szwagrzyka i pochwalić wszystkie instytucje, które finansują te badania: Instytut Pamięci Narodowej, Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Chociaż opinia publiczna czeka przede wszystkim na odnalezienie szczątków innych znaczących ofiar, zwłaszcza szefa Kedywu (Kierownictwa Dywersji) Komendy Głównej AK, gen. Augusta Fieldorfa i rotmistrza Witolda Pileckiego, należy przypomnieć, że poszukiwanie nieznanych miejsc pochówku obejmuje liczne miejsca w Polsce. Niestety miejsc, gdzie potajemnie zabijano ludzi jest więcej i że badania to praca żmudna, którą trzeba wesprzeć i finansowo i moralnie.
Jeśli gdziekolwiek i kiedykolwiek pojawiają się głosy kwestionujące sens poszukiwań po latach albo wręcz o „kontrowersyjnych postaciach” czy „trudnym okresie” trzeba odpowiedzieć: Polska ma dług wobec tych ludzi. Ich tragiczny los i zbrodnicze, straszne potraktowanie przez komunistyczne władze podkreśla ostatnia faza ich dramatu: skrytobójczy mord. Większość szkieletów to ofiary zabijane strzałem w tył głowy, oddawanym z bliskiej odległości. Zwłok nie tylko nie wydawano rodzinom, ale chowano potajemnie, bez żadnej dokumentacji i bez zaznaczenia miejsca pochówku. Nie trzeba być filozofem, żeby rozumieć co to znaczy.
Prezes IPN podkreślił, że każdej z ofiar terroru należy przywrócić imię i nazwisko, a także przypomnieć o zasługach dla Polski. Oczywiście. Trzeba też szczątki ofiar pochować powtórnie w sposób szczególnie uroczysty, by choć w części zadośćuczynić za tamten pierwszy, haniebny pochówek.