Wywiad ukazał się w poniedziałkowym wydaniu „GW”. Baczyński analizuje aktualną sytuację na rynku mediów, odnosząc się głównie do posmoleńskiego sukcesu mediów prawicowych.
Zdaniem redaktora naczelnego POLITYKI po 10 kwietnia pojawił się „naturalny popyt na teorie spiskowe”, powstała też specyficzna specjalizacja w postaci tzw. publicystyki tożsamościowej, którą uprawiają dziennikarze o prawicowych sympatiach. – Ona dostarcza głównie produktów o charakterze emocjonalnym, daje poczucie wspólnoty przeciw wrogiej grupie i wrogiemu światu. Buduje obraz przeciwnika. Stosuje rozmaite metody manipulacji psychologicznej, które służą odnalezieniu ciepła w pewnej grupie wobec zimnej wrogości na zewnątrz. To silnie działający narkotyk – ocenia Baczyński.
***
W dodatku jest to halucynogen często łączony z równie silnie działającym składnikiem religijnym. - Gdy czytam kolejne tytuły pism prawicowych, to widzę, jakie tam są odprawiane czarne msze. To jest rodzaj liturgii, bo wraca co tydzień w tej samej postaci. Każdego tygodnia negatywnymi bohaterami są te same osoby, często zresztą inni dziennikarze. To klasyczne seanse nienawiści mające silnie związać grupę wyznawców, którzy gromadzą się pod papierowymi sztandarami – twierdzi Jerzy Baczyński. - Jak popatrzeć z boku, to cała ta organizacja okołopisowska ma wręcz podręcznikowe cechy organizacji parareligijnej. Jest tam męczennik, prorok, są apostołowie, własne księgi, biskupi i kaznodzieje, a na końcu lud boży. Mają nawet procesje, odpusty, relikwie. To dlatego ten ruch jest u nas tak dobrze zakorzeniony, bo ta struktura w społeczeństwie już była gotowa. W naszym kraju budowa wspólnot obywatelskich idzie ciężko, dużo łatwiej z parareligijnymi.
Baczyński ostro krytykuje sposób, w jaki dziennikarze mediów prawicowych chcąc wyróżnić się na rynku, nazwali się „niepokornymi” i „niezależnymi”. - To jest nadużycie językowe o charakterze kabaretowym. Umieszczanie takich sloganów na okładkach to przecież żenada. Coś czego dotychczas nie spotykało się nie tylko u nas, ale też chyba w żadnym innym kraju – twierdzi naczelny POLITYKI.
***
Według Jerzego Baczyńskiego powodzenie prawicowych mediów nie bierze się wyłącznie z posmoleńskiej gorączki, ale „powiązane jest z ewolucją cywilizacyjną”, która dokonuje się nie tylko w Polsce, ale i na świecie. - Poczucie zagrożenia, chaosu, niezrozumienie świata, stresujące zmiany, które w okropnym tempie zachodzą dookoła. Dokłada się niepewność dotycząca gospodarki, emerytury, przyszłej kariery dziecka, własnej pracy. Świat się rozhermetyzował, przeciągi są z każdej strony. W takich sytuacjach jedną z naturalnych form ucieczki jest chęć zakwestionowania zmian. Znalezienie grupy, która daje poczucie bezpieczeństwa, sensu i nadaje interpretację. Pozwala oswoić świat. Wskazać winnych naszych niepowodzeń – analizuje Baczyński.
Jak w tym świecie odnajduje się POLITYKA? - My takiego kitu nie wciskamy. Zresztą nasz czytelnik chyba nie ma aż takiej potrzeby dowartościowania, a jeśli, to musi zaspokajać ją gdzie indziej. Przemawiamy - tak sądzę - raczej do rozumu niż do uczuć. Wciąż wierzymy w komunikację racjonalną. To jest niezbędne w funkcjonowaniu społeczeństwa. Nie ma innego wspólnego mianownika dla różnych grup społecznych niż zgodzenie się co do pewnych reguł logiki i języka. Jeśli je łamiemy, to tracimy możliwość porozumienia. Stajemy się obcymi plemionami, które mogą ruszyć na wojnę.
- My Czytelników na żadną wojnę nie prowadzimy. Jesteśmy jedynie zawodowym doradcą do spraw świata. Być może należymy już do ginącego gatunku. Ale nie chcemy, żeby świat szedł w stronę konfliktu silnych tożsamości - narodowych, religijnych, politycznych, kastowych – konkluduje Baczyński.
Pełny zapis rozmowy Sebastiana Kucharskiego z Jerzym Baczyńskim na stronie wyborcza.pl.