Podczas konferencji prasowej w Brukseli premier zdradził, że dzień wcześniej udzielił reprymendy ministrowi środowiska Marcinowi Korolcowi za opóźnienia w przygotowaniu ustawy węglowodorowej, która ma być konstytucją poszukiwań gazu łupkowego. Tusk ma też pretensję, że w projekcie znalazły się zapisy niekorzystne dla firm gazowych. „Jeśli ktoś ma w Polsce inwestować miliardy, to musi mieć pewność bezpieczeństwa biznesu” – wyjaśnił dodając, że albo Korolec przestanie myśleć jak ekolog a zacznie jak przedsiębiorca, albo pożegna się ze stanowiskiem.
Zarzut wobec ministra środowiska, że przejmuje się środowiskiem może brzmieć dziwnie, ale Korolec trafił z Ministerstwa Gospodarki (gdzie był wiceministrem) do resortu środowiska z instrukcją, że ekologia ekologią, a dla nas ważniejsza jest gospodarka. Ta instrukcja w szczególności dotyczyła gazu łupkowego, bo w tym czasie cała Polska żyła w euforii, że mamy niezmierzone złoża gazu i wystarczy zrobić kilka dziur w ziemi a potem liczyć pieniądze. Korolec miał pilnować by stało się jak najszybciej. Premier uwierzył w łupki. Pojechał na pierwszy odwiert do Lubocina i obiecał, że jak dobrze pójdzie z tego gazu będziemy mieć emerytury na pokolenia.
Nie wiedział, że nasz gazowy sukces jest palcem na wodzie pisany. Trzeba znaleźć gaz, nauczyć się go wydobywać i robić to na tyle tanio, żeby cały interes się opłacał. A to jest niepewne, musi potrwać i wymaga ogromnych nakładów. Tymczasem zachodnie firmy szukające gazu wycofują się z Polski narzekając na niesprzyjające warunki i duże ryzyko prawne. Korolec zgromadził w swoim resorcie drużynę Piotra Naimskiego – energetycznego ideologa PiS – która przygotowuje ustawę węglowodorową zaś minister finansów nie ukrywa, że wyciśnie z łupków tyle podatków ile się da. Wciąż pojawiają się modne ostatnio hasła patriotyzmu gospodarczego: gaz jest nasz i nie damy go rozdrapać zagranicznym koncernom. Tyle, że zagraniczne koncerny mają pieniądze i technologię.
Sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą. Kiedy żyliśmy w euforii wierząc w niezmierzone zasoby gazu łupkowego, ministrowie jeden przez drugiego licytowali się kto zrobił więcej dla tego sukcesu: minister skarbu Mikołaj Budzanowski, szef MSZ Radosław Sikorski, minister środowiska Marcin Korolec, minister gospodarki Waldemar Pawlak. Dziś Budzanowskiego i Pawlaka już nie ma w rządzie, Sikorski odżegnuje się od łupków, został więc Korolec i jego ludzie.
Podejrzewam, że za ostatnimi groźbami premiera stoją: nowy minister skarbu Włodzimierz Karpiński, któremu podlega PGNiG stale uskarżające się na złą współpracę z resortem środowiska i Radosław Sikorski, któremu najwyraźniej wypłakali się amerykańscy inwestorzy. Minister Korolec należy do „autorskich” pomysłów premiera, jest więc łatwy do wymiany. Wygląda więc, że może się pożegnać ze stanowiskiem w ramach trwającej właśnie pełzającej rekonstrukcji rządu.