Jacek Żakowski: – Lubi pan flaki?
Bartłomiej Sienkiewicz: – Flaki zawsze. I wszelkie podroby.
Drobiowe?
Wołowe.
Bo?
Bo smaczne.
Smaczne, bo polskie we „flakowo-sienkiewiczowskiej” formule, którą przywołał pan w jednym ze swoich tekstów?
To formuła Miłosza. Nie moja.
Miłosz, pisząc o Polsce flakowo-sienkiewiczowskiej, opisywał nieustanny problem polskich modernizatorów, którzy od oświecenia rozbijali się o swojską formułę trwania poza nowoczesnym światem. PO udało się przełamać ten schemat.
W jakim sensie?
Przesuwając Polskę w stronę nowoczesnej, liberalnej demokracji, Platforma nie wchodzi w konflikt z tradycyjną. Przekroczyliśmy ten podział.
Ja z wychowania, instynktu, emocji jestem flakowo-sienkiewiczowski. A z rozumu, drogi życiowej, wiedzy, kalkulacji – nie.
I walczę ze sobą...
Nie muszę walczyć. Wiem, że świat się zmienia. To, co było cenne w Polsce flakowo-sienkiewiczowskiej, co jest – jak pisał Witkiewicz – elementem niezbędnym do istnienia każdego narodu, rodzaju tożsamości plemiennej, da się wypreparować w ten sposób, żeby odpowiedzieć na wyzwania cywilizacji.
Musimy szukać równowagi między tym, co tworzy naszą plemienną tożsamość, a koniecznością odpowiedzenia na wyzwania czasu. Tu nie ma albo–albo. Zwłaszcza że Polska ma tradycję nieodpowiadania na wyzwania modernizacji. Ta skaza w nas tkwi. A ceną było zniknięcie państwa polskiego. Za odwrócenie się plecami do modernizacji, którą przechodziła cała Europa, zapłaciliśmy najwyższą cenę.
Tusk mówi: „Wygrałem wybory nie w imię rewolucji obyczajowej.