Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Cud na Woli

Nie, nie chodzi mi o Wolę warszawską i erekcję wieżowców pośród ruder i pustkowi, lecz o Wolę Uhruską nad Bugiem, w pół drogi między Chełmem i Włodawą. Wżeniłem się tam i od 1985 r. spędzam kilka tygodni w roku. Historia najnowsza tej wsi na ścianie wschodniej, jak sądzę wcale typowej, to metonimiczna przypowieść o rozwoju wolnej Polski, przypowieść budująca i zadziwiająca.

Lud woleński zapomniał swą historię i jej traumy. Zarzucił też wiejskie zwyczaje i tradycje, choć obejście zachował. Młodzież wciąż mówi starszym dzień dobry, nawet nieznajomym. Do kościoła się chodzi, ale z jehowcami i prawosławnymi jest pokój. I w ogóle tak tu spokojnie, że nawet posterunek zamknięto. Mówię wam, jest tu taka jakaś kultura. Na przykład w tych stronach trzeba mieć gest. Z gołą ręką się do ludzi nie chodzi. Wszyscy są uprzejmi i ładnie mówią tą swoją wysoko nastrojoną, zaśpiewną mową. I mają czas. Nie, to nie jest „taka gmina”. Ani Polska B.

Była Wola skromną wsią, żyjącą z huty szkła. Hutę dawno zamknięto i nie wiadomo, czy uda się wreszcie jakiś biznes na jej miejsce. Do wsi dojeżdżała ciuchcia, bo z przedwojennej magistrali do Brześcia został odcinek Chełm–Włodawa. Dziś już pociągi nie jeżdżą, a drewniana stacyjka i peron, niegdyś miejsce wieczornych spotkań młodzieży, popadają w ruinę. Degradacja? Nie, po prostu każdy ma samochód.

Dobrobyt szedł na paluszkach. Najpierw stanęła gigantyczna plebania, potem wielki kościół i dzwonnica. Telefony na korbkę zastąpiono automatyczną centralką. Znalazła się też lokomotywa spalinowa. Gdy w ­Warszawie upadła komuna, skończyła się huta, ale zaczęły się wyjazdy do Włoch i Norwegii.

Polityka 14.2013 (2902) z dnia 02.04.2013; Felietony; s. 94
Reklama