Tekst został opublikowany w „Polityce” 5 lutego 2013 roku.
***
– Krysia nie należy do PiS – mówi znajoma posłanki. – Ale w prezesa jest wpatrzona.
Przyznaje to sama Pawłowicz w „Super Expressie”: jej największe autorytety życiowe to rodzice, po rodzicach Jarosław Kaczyński. Jest PiStoletem prezesa, żartuje się w Sejmie.
Z Wojcieszowa
W kwietniu Krystyna Pawłowicz skończy 65 lat. Urodziła się w Wojcieszowie, który był wtedy poniemiecką wsią, zasiedlaną przez polskich repatriantów.
W wieku 14 lat – jak lubi podkreślać Krystyna Pawłowicz – była jedną z najlepszych sprinterek w Polsce. Jednak rodzice – dobra, patriotyczna rodzina z Kresów – chcieli, żeby została prawnikiem. W 1973 r., kiedy Wojcieszów dostał prawa miejskie, Krystyna była już na studiach w Warszawie.
Z Warszawy
Monika Płatek, prawniczka, wykładowczyni uniwersytecka, feministka, pamięta, jak pod koniec lat 70. przygotowywały się z Krystyną do aplikacji sędziowskiej. Przez dwa lata były bliskimi koleżankami. – Krystyna była zupełnie obojętna w sprawach wiary – mówi Monika Płatek. – Jej poglądy były zbliżone raczej do socjaldemokracji. Miała poczucie humoru, szybkie riposty, ale nie zjadliwe, nie przekreślające ludzi.
Inteligentna, towarzyska – wspominają znajomi z tamtego okresu – bez cienia nieśmiałości, sprawiała wrażenie, że zna odpowiedzi na wszystkie pytania.
W drugiej połowie lat 70. Krystyna Pawłowicz była już pracownikiem naukowym Instytutu Nauk Administracyjno-Prawnych na Uniwersytecie Warszawskim. W 1979 r. zrobiła doktorat, ale habilitowała się dopiero ponad ćwierć wieku później, w 2005 r. – jej rozprawa habilitacyjna nosiła tytuł „Przedsiębiorca wobec Najwyższej Izby Kontroli. Studium publicznopoznawcze”.
Do 1986 r. była przedstawicielką młodszych pracowników naukowych w Radzie Wydziału Prawa. Pracowała też w Instytucie Państwa i Prawa Polskiej Akademii Nauk. Pamiętają ją znajomi jako „długonocną” dyskutantkę o sytuacji politycznej w stanie jaruzelskim.
I jeszcze jedno: Krystyna Pawłowicz – wspominają koledzy – była bardzo atrakcyjną kobietą. – Nosiła długie włosy spięte w koński ogon, miała piękny uśmiech – mówi znajomy z tamtych czasów. – Zakochała się w jednym z opozycjonistów, ale nic z tego nie wyszło.
Nigdy nie wyszła za mąż, nie ma dzieci. W styczniu 2013 r., gdy mówiła w Sejmie o jałowości związków partnerskich, z których nie rodzą się dzieci, złośliwcy na Facebooku rozpoczęli poszukiwania męża dla poseł Pawłowicz. „Karmiąca się hecą gawiedź” – podsumował akcję prawicowy publicysta.
Z Uniwerku
Byli studenci z UW wspominają ją z sympatią. – Świetna wykładowczyni, z nerwem – mówi jeden z nich. – Szczera do bólu. Taki typ przedwojennego belfra, ale w dobrym rozumieniu. Jej zależało na tym, żeby studenci myśleli samodzielnie.
Na UW profesor nadzwyczajny Krystyna Pawłowicz pracowała do 2011 r. – odeszła za porozumieniem stron, ale w środowisku naukowym Wydziału Prawa pamięta się jej żale, jakie po odejściu wylewała na Hannę Gronkiewicz-Waltz. Prezydent stolicy była szefową Krystyny Pawłowicz w zakładzie prawa gospodarczego – panie się nie lubiły, także politycznie. Prof. Pawłowicz narzekała, że Gronkiewicz-Waltz pozbawia ją kontaktu ze studentami, zmniejsza liczbę zajęć.
Odeszła z UW po 36 latach pracy, jeszcze przed wyborami do Sejmu – do 2012 r. wykładała na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, ale – jak stwierdziła – nie mogła pogodzić tych obowiązków z polityczną karierą. Teraz, już posłanka, wykłada w Ostrołęce – w Wyższej Szkole Administracji Państwowej.
– Na wykładach rządziła – mówią byli studenci z UW. Była kłótliwa i nieustępliwa. Żartowali, że „Kryśka rules”.
Z telewizji
Od kilku miesięcy Krystyna Pawłowicz rządzi również w telewizjach i radiostacjach. Gwarantuje szoł – mówią dziennikarze TVN. Skrzynki mailowe im się zapychają po każdym wystąpieniu posłanki. Widzowie proszą zarówno o to, aby Pawłowicz więcej do studia nie zapraszać, jak też by zapraszać. Do dziennikarza w porannym programie zwraca się per „słuchaj, studencie” i nie pozwala dojść do głosu. W programie, w którym występuje z feministkami, mówi do rozmówczyni: „teraz ty coś na mnie nadaj i będzie OK”.
Przez trzy lata – do 2011 r. – posłanka zasiadała w radzie nadzorczej TVP. Czuje media i wie, jak się nimi posługiwać. Ale gdy w ostatni weekend stycznia 2013 r. na spotkaniu czytelników „Gazety Polskiej” w Mińsku Mazowieckim ze swadą opowiadała, że nic nie może poradzić na to, że posłankę Annę Grodzką z Ruchu Palikota uważa za mężczyznę o twarzy boksera, niechcący ściągnęła uwagę mediów na siebie samą.
Z namiotu
Prof. Krystyna Pawłowicz od kilku już lat była – jak mówią politycy – w orbicie PiS.
W 2007 r., z rekomendacji partii Jarosława Kaczyńskiego, weszła w skład Trybunału Stanu, funkcję pełniła do 2011 r. Kojarzona z drugich rzędów politycznych, z twarzą jeszcze nieznaną opinii publicznej, latem 2010 r. wystąpiła z godzinnym wykładem w namiocie stowarzyszenia Solidarni 2010 pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Zaczęła od podziękowań, że jest w tym kultowym – jak powiedziała – miejscu. Przekonywała przypadkowych słuchaczy, że Unia Europejska nie jest dobra dla Polski – jest ekonomicznym hegemonem, wykorzystuje Polskę gospodarczo.
– To wtedy publicznie zadeklarowała się politycznie – mówi znajoma posłanki.
Rok później Krystyna Pawłowicz była już w ogniu kampanii wyborczej do Sejmu. PiS umieścił ją na liście siedlecko-ostrołęckiej z numerem jeden (zastąpiła na tym miejscu Elżbietę Jakubiak). Do kandydowania namówił ją prezes Jarosław Kaczyński.
– Na spotkaniach wyborczych miała świetny kontakt z publicznością – wspominają organizatorzy kampanii. – Prezentowała się swojsko. Mówiła, że media liberalne zamiast słuchać, co prezes Kaczyński ma do powiedzenia, zajmują się ośmieszaniem go. W pewnej chwili na pytanie starszego człowieka z sali odpowiedziała: jakby Jan Paweł II ożył i tu stanął, też nie dałby panu większej emerytury. Rzuciła nawet pomysł, aby przeprowadzać wybory na dziennikarzy.
Została posłanką z ramienia PiS w październiku 2011 r. – zdobyła 20 681 głosów. W zeznaniu majątkowym wpisała mieszkanie o powierzchni 36 m kw. i tajemnicze „metale przemysłowe (w depozycie) o wartości na 31 grudnia 2011 r. 160 tys. zł”.
Z genderu
Po wypowiedziach posłanki Pawłowicz o posłance Grodzkiej, a także np. o śmierci małej Madzi z Sosnowca, za którą winę przypisuje feministkom, trwa medialne ożywienie. Z kuluarów sejmowych wiadomo, że nawet niektórzy posłowie PiS są zniesmaczeni szarżami koleżanki. Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS, mówił w radiowej Trójce, że dzwonił do Krystyny Pawłowicz prosić, aby nie dawała się prowokować.
Na słowa dawnej koleżanki zareagowała Monika Płatek. W felietonie przypomniała Krystynie, że ucząc się do aplikacji sędziowskiej, podziwiały Marię Skłodowską-Curie, podziwiały feministki, które wywalczyły kobietom prawo do nauki na uniwersytetach. Krystyno, idź do klasztoru – radziła prof. Płatek.
Zareagowały środowiska ludzi nauki – powstał list otwarty, w nim m.in.: „(Krystyna Pawłowicz) swoim akademickim statusem wspiera kłamstwa na temat osób homoseksualnych i transpłciowych”. A także: „Homofobia i transfobia to współczesna wersja przedwojennego polskiego antysemityzmu”.
– Po półgodzinie mieliśmy pod listem 40 podpisów – mówi dr Jacek Kochanowski, socjolog i filozof z UW, zajmujący się socjologią genderową, inicjator listu. – Chodziło nam o to, aby dać sygnał, że środowisko naukowe nie akceptuje takich zachowań, jak prezentowane przez prof. Pawłowicz.
Zareagowała Ewa Hołuszko – fizyczka, była wykładowczyni uniwersytecka, badaczka mniejszości narodowych, działaczka opozycyjnej Solidarności – która 13 lat temu, jak Grodzka, przeszła zmianę płci i już jako kobieta, w 2006 r., została przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
– Wspieramy się z Anką Grodzką, choć politycznie się różnimy, ja mam przekonania prawicowe – mówi Ewa Hołuszko. – Należałoby zapytać panią prof. Pawłowicz, które prawo reprezentuje: obowiązujące czy wyznaniowe? Bałabym się, gdyby pani poseł Pawłowicz jako członek Trybunału Stanu reprezentowała prawo wyznaniowe – to przypominałoby świętą inkwizycję. Z drugiej strony, obie jesteśmy członkiniami społeczności chrześcijańskich. Chrześcijanin nie powinien mówić o bliźnim tak jak pani Pawłowicz o pani Grodzkiej – tak nie mówi się nawet, gdy bliźni się myli.
Zareagowali prawicowi publicyści: według nich trwa nagonka na Krystynę Pawłowicz, napadają na nią genderowo-feministyczni lewacy, bojący się wolności słowa.
Z Solidarności
Politycznie Krystyna Pawłowicz ma rodowód solidarnościowy – na swojej stronie internetowej podaje, że brała udział w obradach Okrągłego Stołu po stronie opozycji. Pracowała w biurze prasowym premiera Jana Olszewskiego, współtworzyła ustawę o zgromadzeniach na początku lat 90.
Była przy Okrągłym Stole, w grupie roboczej do spraw stowarzyszeń. W wydanej w 1989 r. przez Komitet Obywatelski przy przewodniczącym NSZZ Solidarność książce „Okrągły Stół. Kto jest kim” pod zdjęciem pięknej kobiety krótki biogram: m.in. od 1980 do 1981 r. była członkiem komisji zakładowej Solidarności na Wydziale Prawa i Administracji UW. I kilka wrażeń z obrad OS od samej Krystyny Pawłowicz: „(…) Nie widać było woli porozumienia. Przykre też było poczucie manipulacyjnego nawet charakteru wielu obrad. Uczucie, że i tak decyzje zapadają gdzie indziej, a nie w dyskutujących zespołach”.
Pawłowicz znalazła się w 2011 r. na wyborczej liście PiS w ramach mocno nagłaśnianej akcji pozyskiwania ekspertów i profesury, otwierania się Kaczyńskiego na nowe środowiska. Ich obecność w Sejmie miała podnieść poziom debat, uczynić je bardziej merytorycznymi i kulturalnymi. Eksperyment udał się, jak widać, częściowo. Problem z Pawłowicz polega na tym, że bardzo szybko poczuła się bardzo pewnym siebie politykiem. I może nie zdaje sobie sprawy, że nadal „decyzje zapadają gdzie indziej”.
PS Krystyna Pawłowicz odmówiła rozmowy z dziennikarzem „Polityki”.