Ten wielogodzinny tasiemiec nadawałby się świetnie do takiej analizy, a ogarnięcie myślowe setek wystąpień i wypowiedzi mogłoby być doskonałym sprawdzianem z dorosłości obywatelskiej i dojrzałości intelektualnej.
Afera jak afera, w końcu nie przesadzajmy, czekają nas zapewne – obym nie wykrakał – większe i bardziej dramatyczne. Niemniej stała się ona i pretekstem, i powodem, i okazją do zaprezentowania tak znanych i nudnych w swojej powtarzalności popisów nienawiści do ekipy rządzącej opozycji (zwłaszcza prawicowej, choć i z lewej strony nie brakowało harców i populizmu) jak rzeczywistych pytań i dylematów o stan państwa polskiego, jego instytucji i urzędników, o stan prawa.
Wreszcie też postawienia pytań bardziej fundamentalnych, jeśli nie o ciężarze ustrojowym to na pewno, chciałoby się powiedzieć, bez mała filozoficznych, które pojawiły się w wystąpieniach premiera. Wtedy, gdy mówił roli państwa i jego obowiązkach wobec obywatela. Choćby: ile państwa w państwie, czy państwo powinno brać, i w jakim zakresie i w jakich wypadkach, odpowiedzialność za decyzje finansowe jego obywateli. A też – już na innym poziomie - czy cała klasa polityczna nie musi aby zająć się i to natychmiast całą sferą żywiołowo rozwijających się nie koncesjonowanych usług parabankowych, lichwiarskich i pożyczkowych. I czy ABW może nie powinna skupiać się na działaniach śledczych, a bardziej na informacyjnych.
Także w innych wystąpieniach (ministra finansów, ministra gospodarki, sprawiedliwości, także prokuratora generalnego, niektórych posłów) pojawiały się wątki, które daleko wykraczały poza bezpośrednie konteksty afery Amber Gold. W jaki sposób kontrolować władzę, w jaki sposób sprawdzać trafność i przydatność przyjętych ustaw, jak reformować dalej czy może zupełnie inaczej wymiar sprawiedliwości.
Każda z tych kwestii jest ważna i tym na pewno zająć się powinni nasi parlamentarzyści, pytanie tylko, czy są w ogóle w stanie, nie mówiąc już o dobrej woli i chęciach. W większości robili wrażenie, nie po raz pierwszy zresztą, że zajęci są wyłącznie naparzaniem i przypodobywaniem się swoim przywódcom. W ciemno zresztą można było powiedzieć co i kto za chwilę powie z mównicy sejmowej.
Tak czy inaczej debata odsłoniła jednak zatrważające, historycznie i psychologicznie nawarstwione niesprawności państwa, pokazała, że tylko żmudną mitręga można je próbować przezwyciężać, we współpracy wszystkich z wszystkimi. O współpracy politycznej można tylko pomarzyć, choć coś tam zapewne da się upichcić, ale o współpracy społeczeństwa z państwem trzeba mówić głośno i na jej rzecz pracować. Myślę sobie, że po tej aferze do ludzi chyba zaczyna docierać, że państwo może i powinno im pomagać, zwłaszcza jeśli będzie sprawniejsze, ale nie wyręczy ich w myśleniu racjonalnym i na własny rachunek.