Grono ofiar będzie zapewne rosnąć w miarę tego, jak media będą ujawniać, na jakich jeszcze rządowych posadach ludowcy usadowili swoich ludzi. Po dymisji Śmietanki seniora zagrożona jest także posada jego syna Jacka. Pracę zaczął dopiero w lipcu, gdy Waldemar Pawlak powierzył mu promocję polskiego eksportu przy Ambasadzie Polskiej w Sztokholmie. Media węszą nie tylko wokół stanowisk, które rozdawał Marek Sawicki, ale także Waldemar Pawlak, czyli podległych Ministerstwu Gospodarki. Przecież Władysław Łukasik zdymisjonowany przez Marka Sawickiego z funkcji prezesa Agencji Rynku Rolnego prosił Serafina o wstawiennictwo „u Waldka”, w domyśle – Pawlaka, żeby dał mu posadę w kontrolowanej przez PSL Krajowej Spółce Cukrowej. Sytuacja zrobiła się nerwowa nawet wśród członków rad naukowych licznych instytutów resortowych. Tu także sporo politycznych nominatów.
Ludowcy uważają, że całą tę lawinę spuścił im na głowę Władysław Serafin, szef Krajowego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych. To on nagrywał taśmy. Działacze chcą Serafina wyrzucić z partii, a w najlepszym razie zawiesić go w prawach członka. Teren od dawna zwracał centrali uwagę, że z Serafinem mogą być kłopoty.
Gospodarz od gospodyń
Władysław Serafin jest od 1999 r. szefem Krajowego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych. Kółka rolnicze mają 150-letnią tradycję, w PRL były traktowane jako narzędzie polityki państwa wobec bezpartyjnych chłopów; przetrwały do dziś trochę siłą rozpędu. Serafin fotel przejął po Januszu Maksymiuku, bliskim współpracowniku Andrzeja Leppera, którego Samoobrona konkurowała o głosy wsi z ludowcami. Choć kółka mają opinię przybudówki PSL, Serafinowi było blisko do Leppera. Znano go z tego, że „potrafił zadymić”.
Zawsze zabiegał o obecność w mediach. Jeszcze w trakcie posiedzenia kierownictwa PSL, które zmusiło Sawickiego do dymisji, siedział obok Waldemara Pawlaka i Władysława Kosiniaka-Kamysza, ministra pracy. Dziś liderzy partyjni już nie podają mu ręki. Z każdym dniem coraz bardziej zdają sobie sprawę, ile partii upuścił krwi.
Najpierw sprawca nieszczęścia ukrywał się przed mediami. Po kilku dniach przeszedł do ataku. Na poniedziałkowej konferencji prasowej powiedział m.in.: „Nikt za mną nie stał, nikt mnie nie inspirował, z nikim się nie układałem..., wszystko dementuję”. Całość wyglądała kuriozalnie. O tym, że jednak się przestraszył, świadczy jego wcześniejsza wypowiedź: „Janowskiego otruli, Leppera powiesili, teraz kolej na mnie”. Nikt nie wierzy w jego słowa, że te taśmy to brutalna prowokacja. Na nagraniu widać przecież, jak ustawia aparaturę. – Ma dwie lewe ręce do techniki – mówi jego były współpracownik. – Musiał więc mieć kogoś do pomocy. Pewnie nie zapłacił i ten ktoś, po złości, poszedł z taśmami do mediów? Dla tych, którym afera zaszkodzi, nie ma to jednak większego znaczenia. Kamień już ciągnie lawinę.
Serafin, z zawodu ślusarz, publicznie zaistniał pod koniec lat 90. jako organizator blokad dróg, w trakcie których rolnicy domagali się od rządu Jerzego Buzka zamknięcia granic przed importowaną żywnością. Na gabinecie Leszka Millera wymusił 420 mln zł dopłat dla rolników produkujących mleko. Potem straszył, że Unia wykończy nasze rolnictwo. Zyskiwał na wsi popularność. Pierwszy raz został posłem w 1989 r. z listy PZPR, od 1991 do 1997 r. już w barwach PSL. Potem jednak kandydował bez powodzenia. Prezesowanie związkowi rolników pozwalało mu jednak na istnienie w polityce. Kolejni ministrowie rolnictwa musieli liczyć się z radykalnym przywódcą. Chętnie zapraszali Serafina na różnego rodzaju konsultacje, dodawali mu ważności. Mimo że KZKiOR wśród samych rolników tracił na znaczeniu. – Opiera się dziś głównie na kołach gospodyń wiejskich – twierdzi Cezary Olejniczak, poseł SLD.
Zdanie na temat Unii Serafin zmienił, zanim jeszcze do niej weszliśmy. Zorientował się, że Bruksela może mu pomóc w politycznej karierze. Kółka rolnicze (czyli personalnie on), jako pierwszy i przez kilka lat jedyny polski związek rolników, miały w Brukseli własne biuro, za które czynsz opłacało państwo. Zgodnie z zasadą, że obciążenia wynikające z uczestnictwa polskich związków rolniczych w organizacjach międzynarodowych finansuje budżet. KZKiOR był jedynym polskim członkiem Copa Cogeca, organizacji zrzeszającej unijne reprezentacje związków rolniczych. – Przez kilka lat nie mogliśmy się do Copa Cogeca zapisać, ponieważ Serafin nas blokował. Kiedy po kilku latach dopuścił Samoobronę, po niej doszli inni, m.in. Solidarność Rolników Indywidualnych. Zgodę na przyjęcie nowego członka muszą bowiem wyrazić ci, którzy już są w organizacji – żali się Mariusz Olejnik ze związku dzierżawców.
Komisja Europejska zanim podejmie decyzje ważne dla unijnych rolników, musi je skonsultować z Copa Cogeca. Władysław Serafin został nawet wiceprezydentem tej organizacji. Na obecną kadencję już go jednak nie wybrano. – Polskie związki rolnicze postanowiły nie wystawiać jego kandydatury – mówi Wiktor Szmulewicz, szef izb rolniczych. To on zastąpił Serafina na funkcji wiceprezydenta Copa Cogeca i wprowadził się do biura w Brukseli. Dobrze zapowiadająca się brukselska kariera Serafina została brutalnie przerwana, a do polskiego parlamentu znów się nie dostał. Wcześniejszy start do europarlamentu też okazał się nieudany.
Z czterech milionów złotych, które Ministerstwo Rolnictwa przeznaczy w tym roku na uczestnictwo polskich związków w ponadnarodowych organizacjach rolniczych, Krajowemu Związkowi Kółek i Organizacji Rolniczych przypadnie prawie 756 tys. zł. Kiedy poseł Cezary Olejniczak zapytał w Sejmie ministra Sawickiego, ilu członków liczą poszczególne organizacje, okazało się, że nie wie.
Chłopskie rozdroża
Kółka zawsze zazdrościły izbom rolniczym, że do nich rolnicy muszą zapisywać się obligatoryjnie, a 2 proc. podatku rolnego zasila konto organizacji. KZKiOR kłopoty finansowe ma od lat. Świetne na oko pomysły Serafina na zarabianie pieniędzy jakoś bowiem nie wypalają. Na przykład Linia R, polegająca na tym, że związek będzie pośredniczył w handlu maszynami rolniczymi i samochodami biorąc od tego marżę. Rolników miała zachęcać niższa cena.
Serafin pogrzebał też „Chłopską Drogę”. Kiedy po śmierci Waldemara Świrgonia w 2008 r. stanęła na rozdrożu, do Piotra Mikołajewskiego, który zastąpił zmarłego szefa, zgłosił się Władysław Serafin. Z propozycją, że KZKiOR będzie wydawcą pisma. Mikołajewskiemu do głowy nie przyszło sprawdzanie wiarygodności finansowej nowego wydawcy, powitał go jak zbawiciela. – Do września 2009 r. wydawcą był związek, potem prywatna spółka Serafina TVc – twierdzi Mikołajewski. Ma wyrok sądu uznający jego roszczenia na 40 tys. zł z powodu niezapłaconych wynagrodzeń. Połowę udało mu się odzyskać od prywatnej spółki Władka. – Inni pracownicy nawet nie szli do sądu, bo wiedzieli, że Kółka majątku nie mają – twierdzi Mikołajewski.
Zakup TVc był kolejnym medialnym pomysłem Serafina. Jeszcze w 2008 r. kupił niewielką spółkę, która właśnie dostała koncesję na kanał satelitarny. Spółka TVc jest właścicielem stacji TVR – Telewizja Rolnicza. Władysław Serafin na początku został jej prezesem, teraz – członkiem rady nadzorczej. Był pełen zapału. Liczył na wielomilionową, zaniedbywaną przez TVP, wiejską widownię. Biznes chyba jednak nie wypalił. 80 proc. udziałów trafiło w końcu w ręce zarejestrowanej na Cyprze spółki Colibrus. W TVR mówią, że kontrolę nad nadającą od półtora roku rolniczą telewizją sprawuje dziś SKOK Wołomin, Serafin jednak zaprzecza. Twierdzi też, że 20 proc. posiadanych przez niego udziałów plus „złota akcja” pozwala mu zachować kontrolę nad stacją.
Kiedy prof. Andrzej Kowalski, szef Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, przejrzał „taśmy PSL”, miał moment satysfakcji. On sam uwolnił się od Serafina i jego kółek jeszcze w 2006 r. Związek winien był już wtedy Instytutowi 2 mln zł czynszu za wynajmowanie pomieszczeń przy ul. Szkolnej w centrum Warszawy. Bezskutecznie zwrotu własnych należności domagali się także inni wierzyciele.
– Wystąpiliśmy do sądu i uzyskaliśmy wyrok eksmisji – wspomina prof. Kowalski. W sądzie Serafin zeznał, że majątek kółek wynosi zero, komputerów zero, stan na koncie zero. Z kolejnych prób eksmisji instytut się wycofywał po interwencjach kilku ministrów z rządu SLD i PiS. Prosili, żeby przemyślał tę eksmisję. Może przecież doprowadzić do zaostrzenia sytuacji politycznej kraju. Ale Kowalski ostatecznie związek Serafina wyeksmitował.
W 2008 r. MSZ dowiedział się, że Światowa Federacja Producentów Rolnych IFAP powierzyła Krajowemu Związkowi Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych organizację Światowego Kongresu Rolników zrzeszonych w IFAP. Impreza, z dużym przytupem, odbyła się w Warszawie. Zagraniczni goście i dziennikarze dowiedzieli się, że patronat honorowy nad Kongresem objęli: premier Donald Tusk i minister rolnictwa Marek Sawicki. Okazuje się jednak, że Kancelaria Premiera żadnej zgody na patronat nie wydała.
Dzisiaj Władysław Serafin twierdzi, że o patronat premiera starał się jeszcze w czasie, gdy premierem był Jarosław Kaczyński. Zapewnia też, że zgodę otrzymał, a całą sprawę pilotowali Andrzej Lepper oraz Przemysław Gosiewski. Uważa też, że mamy ciągłość władzy, dlatego poinformował, że patronat nad kongresem objął premier Donald Tusk. Czy ma to na piśmie? Miał, ale zgubił.
Po międzynarodowym kongresie zostały niezapłacone rachunki, afera może zachęcić wierzycieli do bardziej zdecydowanych działań. Serafin twierdzi jednak, że to on osobiście jest największym wierzycielem KZKiOR! Ponieważ Ministerstwo Rolnictwa nie wpłaciło organizatorom kongresu obiecanych przez Leppera 4 mln zł, Władysław Serafin – według jego własnych zapewnień – pożyczył związkowi 1,7 mln zł na organizację kongresu.
Pieniądze trzeba dać
Wojciech Mojzesowicz, były minister rolnictwa w rządzie PiS, LPR i Samoobrony, obecnie wiceprezes PJN, ujawnia mechanizmy wsparcia związków rolniczych za pieniądze podatników. – Corocznie spore sumy na kolonie dla wiejskich dzieci wykłada KRUS – tłumaczy Mojzesowicz. Kasa ma swoje biura w każdym powiecie i mogłaby te kolonie zorganizować sama, ale dzieli pulę między związki rolnicze pozwalając im na tym zarabiać. Kolejni ministrowie rolnictwa kupują sobie w ten sposób spokój, polisę od zadym, ale po każdych wakacjach do centrali KRUS zgłaszają się właściciele ośrodków wczasowych z niezapłaconymi rachunkami.
Finansowy parasol nad związkiem Serafina otwierali nie tylko kolejni ministrowie rolnictwa. Także cały parlament. – Sejm w marcu 2012 r. przyznał mu dotację na jubileusz 150-lecia istnienia KZKiOR – informuje Wojciech Mojzesowicz. Suma zapisana jest w poprawce do ustawy budżetowej dotyczącej finansów Agencji Rynku Rolnego jako dotacja celowa na jubileusz KZKiOR. To agencja zapłaci 500 tys. zł za fetę. Wniosek zgłosiła senacka komisja rolnictwa, kierowana przez Jerzego Chróścikowskiego z PiS.
Piotr Mikołajewski, były wydawca „Chłopskiej Drogi” i wierzyciel Kółek, pilnie śledził losy tej poprawki. Sejmowa komisja finansów publicznych, kierowana przez Dariusza Rosatiego, wypowiedziała się przeciwko dotacji. – Dziwiłem się, że dotacje może dostać organizacja, do której z wyrokami sądowymi daremnie dobija się już kilkunastu komorników – mówi Piotr Mikołajewski. – Ich listę przedstawiłem Krzysztofowi Jurgielowi z PiS w przeddzień głosowania nad poprawką. Zdziwiłem się więc, że „za” zgodnie podnieśli ręce posłowie zarówno PSL i Platformy, ale także PiS i SLD. Przeciw był tylko Ruch Palikota. Kryzys kryzysem, a pieniądze Serafinowi trzeba dać – uznał parlament. Czy dlatego, że może zadymić?
Mówi się, że ujawnione taśmy nie są jedynymi. Serafin ma opinię człowieka, który lubił zbierać haki. Do użytku wewnętrznego. Ale teraz coś się wyraźnie wymknęło spod kontroli.