Młody działacz Ruchu Palikota, w centralnym punkcie 20-tysięcznej Łęcznej, kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Lublina (gdzie PiS bije wszystkich na głowę), krzyczy przez megafon: – Kiedy Leszek Miller popija drinki w najlepszych hotelach w Sopocie, posłowie Ruchu Palikota czekają przy przyczepie w najmniejszych miejscowościach Polski, aby wysłuchać twoich problemów. 23-letni Michał Kabaciński, najmłodszy poseł Ruchu Palikota, zaczyna swój czwarty dzień z pomarańczową przyczepą. Każdy z 43 posłów RP będzie mógł spędzić w takiej przyczepie po kilka dni, by na parę godzin zacumować w najmniejszych miejscowościach swojego okręgu wyborczego.
U Kabacińskiego kilka minut po godz. 11 na placu, który pomieścił małe centrum handlowe, dworzec PKS i urząd gminy, zjawia się kobieta w wieku średnim. – Przyszłam w sprawie swojej córki. Nie ma pracy i namawiam ją, aby stanęła przy cmentarzu z wiązankami i zniczami. Poseł na rozruch radzi sięgnąć po pieniądze z Unii, a do wniosku dołączyć wyniki małej ulicznej ankiety, którą zaczyna szkicować. – Niech pani zapyta tych, co wchodzą na cmentarz, czy chcą przed bramą kupić znicze i kwiaty. Zbierze pani 300 takich imiennych głosów poparcia opatrzonych podpisem i będzie dobrze. Kobieta ma przyjść z podpisami do biura poselskiego, gdzie fachowiec pomoże napisać wniosek o unijną dotację.
Posłowie, którzy już objechali swoje okręgi, mówią, że praca – a raczej jej brak – to temat numer jeden. Bali się, że ludzie będą wyrzucać im głosowanie ręka w rękę z PO za reformą emerytalną „67”.