Kraj

Prawo, ale lewe

Sądy 24-godzinne: ani sprawiedliwe, ani skuteczne

Pseudokibice zatrzymani przez policję po meczu Polska - Rosja. Pseudokibice zatrzymani przez policję po meczu Polska - Rosja. Krystian Dobuszyński / Reporter
„Najpierw wypiłem dwa piwa, potem trzecie. A potem krzyczałem wulgarne słowa na policjanta” – zeznawał 20-latek, który „brał udział w nielegalnym zbiegowisku”, czyli burdach przy okazji meczu Polska-Rosja, rozegranego 12 czerwca.
Zamieszki przed meczem Polska - Rosja na moście Poniatowskiego w Warszawie.Stefan Maszewski/Reporter Zamieszki przed meczem Polska - Rosja na moście Poniatowskiego w Warszawie.

Przyznał się i dobrowolnie poddał karze. W ostatnim słowie przeprosił funkcjonariusza. Sąd skazał go na pół roku więzienia w zawieszeniu (zawieszenie w nagrodę za dobrowolne poddanie się karze) na trzy lata i nawiązkę 500 zł na rzecz pokrzywdzonego. Sprawa trwała około 15 minut.

22-letni Łukasz Z. z Nasielska, technik masażysta, zatrudniony dorywczo, deklarujący zarobki miesięczne 600–800 zł, karany za jazdę po pijanemu, według świadka policjanta, „Używał słów wulgarnych wobec kibiców rosyjskich, popychał ich i zadawał uderzenia”. Byłem tam, były obraźliwe teksty, ale przemocy nie używałem – wyjaśniał Łukasz. Zarzekał się, że nie przyjechał na awanturę, ale żeby obejrzeć mecz w Strefie Kibica. Coś go jednak popchnęło w okolice stadionu, wdał się w aferę. – Byłem pod wpływem alkoholu – znalazł wytłumaczenie.

Wiktor, Rosjanin, w kajdankach, tłumaczył swojej adwokatce (przydzielonej na jego wniosek z urzędu): Krzyczeli na nas „rosyjskie ku…y, bladzie, job wasza mać. Nieustanny bluzg. To czego oczekiwali? Że spuścimy uszy po sobie?”.

Pawka L., 29-letni mieszkaniec Moskwy, żonaty, ojciec dziecka, przed oblicze sądu został doprowadzony w T-shircie i spodenkach gimnastycznych. Z czarnych adidasów wyjęto mu sznurowadła. Tłumaczył, że przyjechał na mecze (miał bilety na dwa spotkania Rosji), od rana zwiedzał Warszawę, o 17 stawił się na miejsce zbiórki rosyjskich kibiców. „Jestem człowiekiem z wyższym wykształceniem, rodzinnym, nie należę do kibicowskich grup chuligańskich (tłumaczka przetłumaczyła: nie należę do nielegalnych organizacji). Byłem absolutnie trzeźwy. Polscy chuligani nas prowokowali, rodziły się bójki, tłum poruszał się chaotycznie. Nikogo nie uderzyłem, mnie też nikt nie uderzył”.

Ale oskarżający go policjant zeznał, że widział, jak oskarżony dwa razy zamachnął się w kierunku nieznanej osoby, przewrócił się i wtedy został schwytany. „Obie grupy, rosyjska i polska, coś krzyczały. Nie jestem poliglotą, nie wiem, co krzyczeli Rosjanie. Co wykrzykiwali Polacy, zrozumiałem. Krzyczeli: „Ruscy wyp… ać!” – mówił policjant. Kiedy sędzia ogłosiła wyrok – dwa miesiące bezwzględnego więzienia – Pawka zbladł i ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział przecież, że dostał najniższy możliwy wyrok, bo sędzia też nie została do końca przekonana, jaki w gruncie rzeczy czyn popełnił.

Po zamieszkach na moście Poniatowskiego po raz pierwszy na taką skalę zastosowano tzw. sądy 24-godzinne, prawniczy wynalazek Zbigniewa Ziobry, ministra sprawiedliwości w rządzie PiS, zmodyfikowany później przez ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego. W istocie chodzi o dyżury sądowe, trwające 24 godziny na dobę. Procesy odbywają się w trybie przyspieszonym (od zatrzymania do skierowania wniosku policja ma 48 godzin, zaś do wydania wyroku są 72 godziny – inaczej zatrzymanego trzeba wypuścić). W postępowaniu w ogóle nie bierze udziału prokurator, a sąd orzeka jednoosobowo. Nie ma aktu oskarżenia, jedynie wnioski o ukaranie, kierowane przez policję. W trybie przyspieszonym można sądzić jedynie sprawców wykroczeń o charakterze chuligańskim (to czyny zagrożone karą do trzech lat więzienia). Popełnione przy okazji groźniejsze czyny, czynna napaść na funkcjonariusza, spowodowanie ciężkich obrażeń ciała czy śmierci, rozpatrywane są w trybie zwykłym – śledztwo prowadzi prokuratura.

Do poniedziałku 18 czerwca zatrzymano ponad 200 osób, ale policja wciąż szuka kilkudziesięciu innych uczestników awantur. Skierowano do sądów 119 wniosków o ukaranie 147 osób. Skazano 59 osób, uniewinniono 4. Część wniosków cofnięto do uzupełnienia dowodów przez policję, a 29 spraw przekazano prokuraturze do prowadzenia w trybie zwykłym. Co trzeci z obwinionych skorzystał z możliwości dobrowolnego poddania się karze – dostali wyroki w zawieszeniu. Pozostałych skazano na kary od 2 miesięcy do 1,5 roku więzienia, nawiązki i grzywny od 500 do 2,5 tys. zł.

Politycy z prezydentem Bronisławem Komorowskim na czele ocenili wyroki jako zbyt łagodne. Chuligani zepsuli wizerunek Polski, powinni surowo odpokutować. Politykom łatwo nawoływać sądy do surowości, lecz skazywać można wyłącznie na podstawie dowodów, a nie politycznych nacisków.

Tymczasem masowe procesy w trybie przyspieszonym – ze swej natury – działają jak taśma produkcyjna. W gruncie rzeczy o winie decyduje policjant, który jest najczęściej jedynym świadkiem oskarżenia; innych dowodów zwykle nie ma. Pokrzywdzonych, poza policjantami, nie ma na sali sądowej, głównie dlatego, że sami nie chcą występować w tej roli. Sąd nie ma czasu na mozolne przeglądanie zapisów z kamer monitoringu, często zresztą takich nagrań policja nie ma lub nie przedstawia.

Po wyroku skazani mają trzy dni na złożenie wniosku o pisemne uzasadnienie, co otwiera im drogę do apelacji. Sędziowie po najsurowsze przewidziane widełkami kary sięgają bardzo rzadko. Mają świadomość, iż uczestniczą w procesie karnym, któremu daleko do doskonałości, a wśród oskarżonych mogą być zaplątani przypadkowi uczestnicy zdarzeń.

Jedyna dobra strona trybu przyspieszonego to krótki czas, jaki upływa od momentu zdarzenia do wyroku. Wydaje się jednak, że to słaby atut. Kary są symboliczne i najczęściej kreują w środowisku kibolskim nowych idoli, kombatantów walki. A może wystarczy zamiast trybu przyspieszonego stosować normalne procedury, tylko szybciej niż to się zwykle dzieje. Nie karać za enigmatyczny udział w nielegalnym zbiegowisku, ale za konkretne przestępstwa, w oparciu o dobrze zebrane dowody. Zajścia muszą być jednak dokumentowane z wielu kamer. Do walki z chuliganami kamery wydają się bardziej potrzebne niż pałki.

Polityka 25.2012 (2863) z dnia 20.06.2012; Temat tygodnia; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Prawo, ale lewe"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną