Nie zasłużyli się sprawie polskiej, a wręcz się jej sprzeniewierzali, kiedyś, wczoraj i dzisiaj. Jeszcze do tego politycznymi gospodarzami tego patriotyzmu, o zgrozo, stali się, prawem oczywistej procedury, rządzący. Z premierem i prezydentem na czele.
Na progu przyjęto niby strategię przeczekania tego fatalnego stanu rzeczy - pod hasłem zawieszenia broni na czas rozgrywek - jako konieczną, bo podtrzymywanie wojny polsko-polskiej mogłoby nieźle wkurzyć miliony prawdziwych kibiców. Ale jakoś trudno z nią wytrzymać. Cytowany wszędzie stołeczny radny PiS i woluntariusz Euro 2012 (brawo!) napisał po wtorkowych burdach w Warszawie: „Żałuję, że Policja nie zabroniła marszu Rosjan i honoru Polski musieli bronić „kibole”. Brawo dla nich”.
Z kolei poseł Janusz Brudziński w RMF FM stwierdził: „Wtorkowe wydarzenia w Warszawie to była rosyjska prowokacja, polityczna akcja, której skutki poniosła Polska. Wszystkiemu winna głupota prezydent stolicy i jej urzędników”. A to dlatego, że władze stolicy wydały zgodę na przemarsz Rosjan na Stadion Narodowy.
Nie ma sposobu w jakikolwiek sposób mentalnie skontaktować się z podobnymi argumentami i racjami, można godzinami przypominać jak co wyglądało, pokazywać zdjęcia i opisywać zajścia. Na nic, na końcu jest to co zawsze. W tym samym ciągu swojej wypowiedzi poseł Brudziński nie chciał odnieść się do wcześniejszych osławionych kampanii PiS w obronie kiboli, a personalnie zwłaszcza niejakiego Starucha.
Notabene w ostatniej „Gazecie Polskiej”, nieoficjalnym organie PiS, ukazał się - a jakże - wielki, tzw. pozytywny reportaż o tymże Staruchu, który ponoć za kratkami pisze książkę. A obok snuły się wywody publicystyczne, podtrzymywane na tę nutę w elukubracjach wielu dziennikarzy „niepokornych”, że te wszędzie widoczne oznaki i symbole, chorągiewki i stroiki patriotyczne są jakoś fałszywe i nieprawdziwe, że wywodzą się z kultury grilla, a nie z głębokiej macierzy polskości.
To jest prawdziwy krzyk rozpaczy - jak to, zawłaszczona już polskość wymyka się gdzieś w pole, staje się udziałem wszystkich, także lemingów. Doprawdy, trudno wytrzymać.