O co chodziło Lutrowi było dokładnie wiadomo. Luter przeszedł do historii Kościoła i Europy, a nawet całego świata. Janusz Palikot choć powtórzył w Krakowie gest Lutra, raczej do historii nie przejdzie w takim sensie jak Luter.
Bo wciąż nie bardzo wiemy, o co mu chodzi, poza utrzymaniem się w polityce i mediach pod pozorem, że jest radykalnym sekularystą. Mamy mu uwierzyć, że jest, a przecież pamiętamy, że nie tak dawno był radykalnie ortodoksyjnym katolikiem.
Najnowsza krakowska akcja Palikota nie zasługuje jednak na całkowite odrzucenie. Pod warunkiem, że odetniemy tandetną otoczkę i sprowadzimy rzecz do publicznego aktu wystąpienia z Kościoła rzymskokatolickiego. Słowem, zróbcie coming out, że już nie jesteście katolikami.
Przyznajmy, że choć to był show, to jednak przekaz był w tym sensie poważny i nieobraźliwy. Nie musicie być w Kościele, jeśli nie chcecie, pokażcie to innym, którzy może też mają dość, ale się jeszcze wahają, co na to inni powiedzą i czy im ten akt apostazji nie zaszkodzi w dalszej karierze.
Palikot nie jest pierwszy. Wcześniej akt apostazji – według specjalnych kościelnych procedur, a są takie całkiem oficjalne – przeprowadził wybitny intelektualista, wówczas ksiądz i profesor teologii w Poznaniu, Tomasz Węcławski.
A przed nim jeszcze dawniej temu o prawo do apostazji walczył wybitny językoznawca, prof. Jan Baudouin de Courtenay. Skutecznie. No ale wtedy w Polsce było bardziej liberalnie niż dziś. Pisał o tym w słynnym artykule ,,Mój stosunek do Kościoła’’ w 1927 r. Polecam.