Kraj

Spadkobierczyni

Jak dziś żyje Marta Kaczyńska

Od katastrofy smoleńskiej Marta Kaczyńska kreuje się na główną strażniczkę pamięci o ojcu. Od katastrofy smoleńskiej Marta Kaczyńska kreuje się na główną strażniczkę pamięci o ojcu. Adam Chełstowski / Forum
Chce krzewić myśl i kontynuować dzieło ojca, Lecha Kaczyńskiego. Muszą się z nią liczyć stryj Jarosław i prawicowe smoleńskie środowiska. Dzięki Marcie zyskują na popularności. Ale może ona okazać się dla nich nie lada problemem.
W kampanii prezydenckiej Kaczyńscy przedstawiali się jako szczęśliwa i zgodna rodzina. Niedługo potem Marta wzięła rozwód.Paweł Kula/PAP W kampanii prezydenckiej Kaczyńscy przedstawiali się jako szczęśliwa i zgodna rodzina. Niedługo potem Marta wzięła rozwód.
Choć Marta nie wystartowała w wyborach, od półtora roku jest obecna w polityce.Krzysztof Mystkowski/KFP Choć Marta nie wystartowała w wyborach, od półtora roku jest obecna w polityce.

Marta Kaczyńska? Wolałbym o niej nie rozmawiaćzgodnie powtarzają kolejni politycy PiS. Były działacz tej partii: – Dwa lata temu, w czasie kampanii prezydenckiej, uznaliśmy, że zaangażowanie Marty może nam pomóc uwiarygodnić wizerunkową przemianę Jarosława Kaczyńskiego. Nie rozumieliśmy, dlaczego prezes podchodzi do tego pomysłu – delikatnie mówiąc – bez entuzjazmu. Dziś, gdy wiem o Marcie więcej, jestem pewien, że w normalnych warunkach Jarosław nie zgodziłby się, żeby pojawiła się w jego kampanii.

Wiosną 2010 r. sytuacja była jednak nadzwyczajna. Marta i jej mąż Marcin Dubieniecki w autoryzowanych przez spin doktorów PiS wywiadach dla gazet i kolorowych pism opowiadali o sobie, o bólu po stracie rodziców i o Jarosławie Kaczyńskim. Marta zapewniała, że plotki o wzajemnej niechęci jej i stryja są wyssane z palca, że stryj jest dla niej takim autorytetem jak tata i że bardzo się kochają. Przy kawalerze i samotniku, ubiegającym się o urząd prezydenta, bratanica miała pełnić rolę zastępczej „pierwszej damy”.

– U części kolegów niesmak wywołał wywiad, w którym Marta opowiadała o stracie rodziców, ilustrowany zdjęciami z sielskiego pikniku z mężem i dziećmi na plaży. Ale politycznie jej aktywność wydawała się bezpieczna. Byliśmy pewni – chyba także Jarosław – że po kampanii celebryckie publikacje się skończą, Marta wróci do domu, do dzieci i wszystko będzie OK – wspomina członek PiS, jedyny, który zgodził się o niej porozmawiać (Ale tylko anonimowo!).

Po wyborach sytuacja wymknęła się jednak PiS spod kontroli. Marta stała się narzędziem promocji i kartą przetargową swojego męża w rozgrywce o jego miejsce na scenie politycznej. W kolejnych tygodniach wskazywał on wciąż nowe funkcje i role, jakie mógłby pełnić w polityce; mieszał się w wewnętrzne sprawy partii Kaczyńskiego.

Przełom nastąpił pod koniec 2010 r. Marta, która jeszcze parę miesięcy wcześniej zapewniała, że nie zamierza angażować się w politykę, przejęła inicjatywę. Byli politycy PiS dopatrują się w tym wpływów ludzi ze środowiska „Gazety Polskiej”, z którymi Marta miała się zbliżyć podczas pierwszego publicznego wysłuchania w sprawie katastrofy smoleńskiej w Parlamencie Europejskim. – Nie przypadkiem zaczęła wkrótce potem prowadzić bloga na portalu niezależna.pl, była honorowym gościem organizowanych przez kluby „GP” obchodów pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej w Krakowie, a w drugą rocznicę z „GP” można było kupić dokumentalny film o Marcie – przekonują.

W grudniu 2010 r. w wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej” Kaczyńska przyznała, że myśli o zaangażowaniu się w działalność polityczną i chce współdziałać ze wszystkimi, którym zależy, by spuścizna po jej tacie „nie była przeinaczana, niszczona czy bagatelizowana”. Po raz pierwszy pojawił się wówczas temat praw do spuścizny ideowej po Lechu Kaczyńskim. Marta stwierdziła, że nie mogą się do niej odwoływać politycy ugrupowania Polska Jest Najważniejsza, czyli m.in. najbliżsi niegdyś współpracownicy prezydenta: Paweł Kowal, Elżbieta Jakubiak, Michał Kamiński i Adam Bielan. Potem w tygodniku „Uważam Rze” tłumaczyła, że „przekreślili się” rozmawiając z Januszem Palikotem. I dodawała: „Nie są, jak próbowali siebie nazywać, dziećmi Lecha Kaczyńskiego”.

– Przekaz bardziej niż do PJN skierowany był do Jarosława: nie on jeden jest spadkobiercą ideowym zmarłego prezydenta i nie tylko on będzie decydował, kto ma prawo odwoływać się do dziedzictwa. Wątpliwości interpretacyjne rozwiał wkrótce potem mąż Marty – przekonuje cytowany już wcześniej polityk PiS. W wywiadzie dla portalu Onet Dubieniecki przekonywał, że nie byłoby PiS i Jarosław Kaczyński nie pełniłby takiej roli w polityce, jaką pełni, gdyby nie Lech Kaczyński – co daje szczególne prawa Marcie. Gdyby chciała startować w wyborach z listy PiS – stryj nie ma prawa jej odmówić. „Marta Kaczyńska powinna dostać »jedynkę«, jeśliby tylko tego zapragnęła, i wszystko, co jest jej potrzebne. W PiS nie może być dyskusji, czy Marcie Kaczyńskiej należy się miejsce na listach, czy nie. To Marta Kaczyńska oznajmia określone fakty, które powinny zostać wykonane” – mówił.

Mówiliśmy prawdy, także i te twarde. Ale w Europie, jeżeli ma być chrześcijańska, prawda tylko i wyłącznie wyzwala, nawet jeżeli łatwa nie jest*.

Choć Marta nie wystartowała w wyborach, od ponad półtora roku jest niemal stale obecna w polityce. W kampanii parlamentarnej w 2011 r. popierała wybranych kandydatów PiS, angażowała się aktywnie w obchody rocznic katastrofy smoleńskiej, bierze udział w rozmaitych wystawach i spotkaniach mających na celu popularyzację myśli Lecha Kaczyńskiego.

By znaleźć forum dla przypomnienia dorobku ojca i nagłaśniania sprawy katastrofy smoleńskiej, gotowa jest na daleko idące kompromisy. Były polityk PiS: – Byłem w szoku, gdy usłyszałem, że w drugą rocznicę śmierci rodziców udzieliła wywiadu „Naszemu Dziennikowi”. Pamiętam wypowiedź o. Tadeusza Rydzyka o spotkaniu u Marii Kaczyńskiej, podczas którego zbierano podpisy pod listem przeciwko antyaborcyjnym restrykcjom – że „to był sabat” i że nie można nazywać „szamba perfumerią”. Gdyby moją matkę ktoś nazwał czarownicą i powiedział, żeby się podstawiła do eutanazji – raczej nie udzieliłbym wywiadu jego gazecie. Marta wciąż powtarza w mediach, że bardzo kochała mamę. Ale jest jak jej stryj, który dla dobra sprawy zawarł koalicję z Samoobroną. Niedawno miała łagodzić jego wizerunek, a dziś używa często mocniejszych słów niż on.

W wywiadzie dla „Naszego Dziennika” Marta stwierdziła, że Bronisław Komorowski w czasie wyborów prezydenckich zmanipulował społeczeństwo „kreując się na patriotę, katolika”. O wywiadzie z Adamem Bielanem przeprowadzonym przez znaną dziennikarkę Teresę Torańską mówiła, że jest to „obrzydliwa manipulacja” mająca na celu zniszczenie wizerunku jej ojca. Wcześniej, odnosząc się do wywiadu Władysława Bartoszewskiego dla „Die Welt”, w którym wspominał, że pomagając w czasie wojny ukrywającym się Żydom, obawiał się donosu sąsiadów Polaków, pisała na swoim blogu: „w naszym kraju do rangi powszechnie szanowanego autorytetu wynoszone są często postaci, które bez jakichkolwiek zahamowań stać na to, by psuć (...) wizerunek naszego narodu”.

– Marta jest równie kategoryczna w ocenianiu innych, jak jej stryj. Nie jestem pewien, czy liczy się z tym, że inni mogą zacząć przyglądać się jej życiu. Na razie Kaczyński, wypowiadając się na jej temat, rozbraja ewentualne miny. A sama Marta oraz prawicowi publicyści i działacze próbują malować jej wizerunek tak, by pasował do patriotyczno-konserwatywno-katolickich ram – mówi dawny współpracownik Lecha Kaczyńskiego.

Prawicowi dziennikarze podkreślają, że życie Marty od pierwszych chwil splatało się z wielką polityką i historią. Próbują dowieść, że od dzieciństwa płaciła wysoką cenę za polityczne zaangażowanie ojca. Przypominają, że sam Lech Kaczyński mówił kiedyś, że przez opozycję nie miał czasu dla rodziny.

Sęk w tym, że w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej w 2010 r. Marta zdradziła kolorowym magazynom, że z internowania taty nic nie pamięta (miała wtedy 1,5 roku), jego późniejsza działalność opozycyjna jej nie doskwierała, bo tata zawsze znalazł czas, żeby poczytać jej książkę, a w 1988 r., gdy wybuchł strajk w Stoczni Gdańskiej i tata był z robotnikami – mama wywiozła ją z Trójmiasta. „Generalnie moje dzieciństwo wspominam jako bardzo szczęśliwe i normalne. (...) To wszystko działo się jakby obok. Dopiero pod koniec lat 80. byłam żywo wszystkim zainteresowana. I bardzo wierzyłam w Solidarność. Nad biurkiem powiesiłam plakat z Lechem Wałęsą” – mówiła „Vivie!”. Gdy Marta mówi o swoim życiu, martyrologiczny mit pęka i kruszeje. Ale prawicowe środowiska się nie poddają.

Według nich Marta była prześladowana za działalność ojca nawet po jego śmierci. Dowodem ma być film „Córka” wyprodukowany przez wydawcę „Gazety Polskiej”. Marta wspomina w nim rodziców, pakując ich rzeczy w Pałacu Prezydenckim kilka dni po katastrofie. Podczas premiery reżyser filmu Maria Dłużewska przekonywała, że Marta została zmuszona do jak najszybszego opuszczenia Pałacu. „Musiała przyjechać, zostawić dzieci, siedzieć, oglądać te przedmioty, błądzić wśród nich i pakować te straszliwe paczki. Szybko, szybko – bo już Komorowski musiał tam wejść, bo trzeba było zabić tę pamięć”.

Tymczasem cała Polska mogła zobaczyć w tabloidach zdjęcia Marcina Dubienieckiego wracającego na nocleg do Pałacu jeszcze dwa miesiące po katastrofie (za życia teściów był w Pałacu stałym gościem – nocował w apartamentach gościnnych zawsze, gdy przyjeżdżał do stolicy, a przyjeżdżał często). Rzeczy rodziców Marta zabrała z Pałacu dopiero w lipcu 2010 r., po drugiej turze wyborów, gdy wiadomo już było, że obiekt nie pozostanie w rękach rodziny. A prezydent Komorowski w Pałacu w ogóle nie zamieszkał.

Układ interesów w dalszym ciągu istnieje (...) Niektórzy nazywali to towarzystwem.

Według Jarosława Kaczyńskiego polityczne prześladowania dotykały Martę już w czasach szkolnych. Ostatecznie zdobyła jednak wykształcenie. Relacje przyjaciół rodziny są nieco inne: według nich Marta była na kolejnych szczeblach edukacji gwiazdą i mogła osiągnąć wszystko, ale świadomie zrezygnowała z kariery naukowej na rzecz życia rodzinnego. W opowieściach o Marcie przeplatają się historie prawdziwe i medialne kreacje.

Po katastrofie smoleńskiej Marta była przedstawiana w mediach jako baletnica. Hanna Fołtyn-Kubicka, wieloletnia przyjaciółka rodziny Kaczyńskich, wspominając pierwsze godziny po tragedii, mówiła: „Marta była w strasznym stanie, ale umiała się opanować. Baletnice nie robią histerii, nie okazują słabości ani bólu”. A „Rzeczpospolita” artykuł o Marcie zatytułowała „Baletnica wychodzi z cienia”. – Była naszą uczennicą przez trzy lata – od 10 roku życia. Nie wybijała się. Szczerze mówiąc, nawet jej nie pamiętałam. Dziwi mnie jedno: nikt nie mówi o mężczyźnie, który przez chwilę należał w podstawówce do klubu piłki nożnej, że jest piłkarzem. Skąd tu nagle baletnica? – mówi była nauczycielka Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Gdańsku. Z tańcem Marta musiała się rozstać z powodu kontuzji kolana. Wkrótce potem przeprowadziły się z mamą do Warszawy, na rządowe osiedle przy ul. Grzesiuka, gdzie od jakiegoś czasu mieszkał już Lech Kaczyński – wówczas prezes Najwyższej Izby Kontroli. Marta zaczęła chodzić do tamtejszej podstawówki.

W 1995 r. zdawała do słynnego społecznego liceum przy ul. Bednarskiej. Prezes PiS w książce „Polska naszych marzeń” wspomina: „I tam ją załatwiono. Sądziłem, że może z matematyki nie wypadła najlepiej, ale było inaczej”. I dodaje, że gdy później spotkał Krystynę Starczewską – założycielkę „Bednarskiej” – z jej byłym mężem, Starczewska „po prostu zniknęła”. Uznał, że to z powodu egzaminu Marty. „Wiadomo, że byliśmy po przeciwnych stronach politycznej barykady”. – To kompletny absurd – przekonuje Krystyna Starczewska, dziś dyrektorka gimnazjum. – Dziewczyna po prostu dostała mniej punktów niż inni kandydaci. W tamtym okresie osoby zdające egzamin nie podpisywały się nazwiskami tylko numerami – żeby zachować absolutny obiektywizm. Dopiero po zakończeniu rekrutacji dowiadywaliśmy się, kto się dostał, a kto nie. Na tej samej zasadzie nie dostała się córka prezydenta Kwaśniewskiego, ale on nie miał o to pretensji.

Porażka Marty na egzaminie przesądziła o powrocie Kaczyńskich do Trójmiasta – Lech Kaczyński został wówczas odwołany z funkcji szefa NIK i nic nie trzymało ich już w stolicy. Marta została uczennicą V LO w Gdańsku. W mediach wspominała potem, że w liceum nosiła glany i wojskową kurtkę, słuchała punk rocka i chodziła na manifestacje przeciwko tuczeniu gęsi i noszeniu futer. Tłumaczyła jednak, że nie buntowała się przeciwko rodzicom – chciała tylko zyskać akceptację rówieśników. „Tata sprawował różne państwowe funkcje, a ja bardzo nie chciałam, żeby postrzegano mnie wyłącznie przez pryzmat nazwiska” – mówiła.

Mimo to po liceum Marta postanowiła iść w ślady ojca – na prawo. „Jak zdawała, to bała się, że się do Gdańska nie dostanie, zdawała więc też do Krakowa. Dostała się i tam, i tu” – wspominała Hanna Fołtyn-Kubicka. Według niej Marta wybrała Trójmiasto, bo tam byli jej najbliżsi. Według Kaczyńskiego egzaminy poszły Marcie „jak z płatka”. Z jego relacji wywnioskować można, że Marta zadecydowała, że nie będzie studiować na Uniwersytecie Jagiellońskim – bo spotkała się tam „z ostracyzmem wobec »tej Kaczyńskiej«: »Wywołano ją przed egzaminem, ją jedną, i wskazano pierwszą ławkę. Zapamiętała to«”. Z protokołów egzaminacyjnych wynika jednak, że Marta nie została przyjęta na studia (uzyskała 101 pkt, a żeby zostać studentem, trzeba było mieć co najmniej 130).

Na Uniwersytet Gdański początkowo także się nie dostała (zdobyła 31 pkt, a dolny pułap, od którego przyjmowano kandydatów, wynosił 47 pkt). Przyjęto ją dopiero w wyniku odwołania. W 2004 r. „Gazeta Wyborcza” ujawniła, że we wcześniejszych latach na prawo na Uniwersytecie Gdańskim przyjmowano w wyniku odwołań dzieci znanych trójmiejskich prawników i pracowników uczelni. W odwołaniach powoływały się na karierę zawodową swoich rodziców, dołączały listy polecające prezesów sądów albo szefa okręgowej rady adwokackiej.

Zapytaliśmy rzeczniczkę uczelni dr Beatę Czechowską-Derkacz, czy Marta w swoim odwołaniu powoływała się na związki ojca z uczelnią (był jej pracownikiem w latach 1971 97) i czy dołączyła jakieś listy polecające. Rzeczniczka nie odpowiedziała jednak na pytania, argumentując, że w dokumentacji odwoławczej kandydaci podają rozmaite prywatne informacje, a władze uczelni podejmują decyzję w sprawie odwołania na podstawie całości dokumentacji – ona nie może więc wybiórczo podawać informacji z akt.

W 2005 r. Marta obroniła pracę magisterską: „Współpraca w zwalczaniu przestępczości zorganizowanej jako przykład ewolucji przestrzeni sprawiedliwości w Unii Europejskiej”. Po studiach – już za prezydentury Kaczyńskiego – rozpoczęła aplikację adwokacką w znanej sopockiej Kancelarii Radców Prawnych i Adwokatów Głuchowski Jedliński Rodziewicz Zwara i Partnerzy, w której wspólnikiem był wówczas jeden z najbliższych przyjaciół jej ojca – Adam Jedliński. O działalności tej kancelarii i biznesach jej wspólników pisaliśmy wielokrotnie (m.in. 42/07, 20/08 i 44/08). Patronem Marty był Andrzej Zwara – obecnie szef Naczelnej Rady Adwokackiej. Po zdaniu egzaminu adwokackiego w grudniu 2009 r. nie podjęła praktyki adwokackiej.

Małżeństwo jest związkiem zawieranym na całe życie, od chwili jego zawarcia aż do śmierci. To jest zasada, którą nie zawsze udaje się zrealizować, ale ta zasada musi pozostać. Mówię to jasno.

W czasie studiów Marta wzięła ślub ze starszym o dwa lata kolegą z liceum – Piotrem Smuniewskim. On kończył wtedy studia na kierunku Transport i Logistyka na Uniwersytecie Gdańskim. – Cichy, spokojny, zawsze uśmiechnięty – wspomina go koleżanka ze studiów. Dwa lata temu pytana, czy nie za wcześnie się pobrali, Kaczyńska mówiła: „Wtedy mi się wydawało, że to ten właściwy moment”. Jej rodzice byli odmiennego zdania. „Wydawało mi się, że mogliby jeszcze poczekać. Chcieliśmy z mężem, żeby skończyła studia, pojeździła po świecie, ale oni woleli inaczej” – wspominała w 2006 r. w „Twoim Stylu” Maria Kaczyńska. Według relacji Jarosława Kaczyńskiego szybkie zamążpójście Marty było dla rodziny „pewnym zaskoczeniem”. „Nie musiała chwytać pierwszej okazji. Ale trafiła na przystojnego młodzieńca. A poza tym miała koleżanki ze szkoły, które były już mężatkami i które przedstawiały jej zalety życia małżeńskiego” – pisze w swojej książce.

Marta i Piotr pobrali się w grudniu 2002 r., pięć miesięcy później zostali rodzicami. W 2010 r. Marta – dopytywana przez „Galę”, czy tak bardzo spieszyło się jej, by stać się dorosłą – odpowiadała: „Byłam spontaniczna. Teraz myślę, że byłam dość nieodpowiedzialna. Ale nie żałuję tego. Nie byłabym tym, kim jestem, gdybym nie miała mojej córeczki, gdybym nie przeszła tego wszystkiego”.

Młoda para zamieszkała w sopockim 128-metrowym mieszkaniu rodziców Marty nieopodal Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Lech Kaczyński – wówczas prezydent Warszawy – wspierał ich finansowo. W 2004 r. skarżył się nawet dziennikarzom, że nie stać go na zakup mieszkania w stolicy, bo ma niską pensję, a musi pomagać rodzinie córki. Potem Piotr dostał pracę w dziale monitoringu i kontroli Krajowej Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej (przewodniczącym jej rady nadzorczej jest wspominany już wcześniej Adam Jedliński; sam Lech Kaczyński także w przeszłości związany był z Kasami).

W 2005 r., gdy Kaczyński startował w wyborach na prezydenta Polski, Marta z mężem i córeczką oraz Maria Kaczyńska znaleźli się na jego billboardzie „Rodzina Uczciwość Przyszłość”. Krótko po wyborach Marta rozstała się z mężem. W lecie 2006 r. nie pracował już w SKOK.

Potem Marta mówiła w mediach, że małżeństwo się rozpadło, bo było niedojrzałe, nie czuli się ze sobą szczęśliwi, a poza tym bardzo się zawiodła. Jarosław w swojej książce pisze, że „to ona została zdradzona, a rozwód był tego konsekwencją. Dla młodej kobiety to było straszne przeżycie. I to pewnie doprowadziło do drugiego, bardzo szybkiego małżeństwa. To była próba poratowania się, co jest psychologicznie zrozumiałe”.

Jesienią 2006 r. Marta związała się z Marcinem Dubienieckim. Znali się przelotnie ze studiów, ale zbliżyli się dopiero podczas imprezy po szkoleniu dla aplikantów adwokackich w Darłówku.

W serii kampanijnych wywiadów w 2010 r. Dubieniecki opowiadał w „Gali” że 10 grudnia 2006 r., podczas pierwszego spotkania z rodzicami Marty, zakomunikował im, że ich córka jest w ciąży. „Dobrze, że prezydent trzymał wtedy w ręku szklankę z wodą, bo przez chwilę nie mógł powietrza złapać. Po chwili powiedział: »Skończ z tym prezydentem. Jesteś naszym synem«” – wspominał. A Marta dodawała, że tata powiedział jej, iż „nikt nie uwierzy w tę sekwencję zdarzeń”.

Sekwencja zdarzeń zaś była taka, że dopiero 19 grudnia sąd orzekł rozwód Marty i Piotra. Choć tabloidy od kilku miesięcy dysponowały wspólnymi zdjęciami Marty i Marcina, ich romans ogłosiły światu dopiero w lutym 2007 r. – przedstawiając go w konwencji szekspirowskiej: oto miłość łączy dwa zwaśnione rody – genetycznego antykomunisty oraz działacza SLD, niegdyś członka PZPR i funkcjonariusza peerelowskich służb. Tyle że historia kończyła się happy endem („Jeśli się kochają, to polityka idzie na bok” – mówił Marek Dubieniecki, ojciec Marcina).

W kwietniu Marta i Marcin wzięli ślub. Nie było na nim Jarosława Kaczyńskiego. Jego współpracownicy przyznawali anonimowo w prasie, że nie zaakceptował on rozwodu i ponownego małżeństwa bratanicy. Na dodatek z synem byłego funkcjonariusza peerelowskich służb. Po katastrofie smoleńskiej pojawiła się nowa wersja zdarzeń: prezes PiS nie mógł pojechać na ślub, bo opiekował się chorą mamą. Półtora miesiąca po ślubie urodziła się druga córeczka Marty – Martyna.

Świat dziecka wychowanego przez oboje rodziców jest światem bogatym w emocje, niewolnym od słabości, ale też światem przekazywania najbardziej elementarnych wartości.

Okazuje się, że po rozwodzie z Martą Piotr nie mógł dojść z nią do porozumienia w sprawie kontaktów z Ewą. Wystąpił więc do sądu o ustalenie ich terminów i formy. Marta – jak donosiły media – odpowiedziała, kierując w czerwcu 2007 r. do Prokuratury Rejonowej w Sopocie wniosek o to, by ta wystąpiła do sądu z pozwem o zaprzeczenie ojcostwa jej starszej córki.

Sprawa stała się głośna w trójmiejskim środowisku prawniczym. Jako potencjalnie kryzysowa i politycznie niebezpieczna – dotarła też do ówczesnych urzędników Kancelarii Prezydenta. – Zastanawialiśmy się, dlaczego Marta, wiedząc, jakie komentarze może wywołać taka historia w rodzinie polityka odwołującego się do katolickich wartości, zdecydowała się jednak wracać do tajemnic z przeszłości? – mówi jeden z nich.

We wszystkich wywiadach Marta powtarza, że najważniejsze dla niej są dzieci. Pytana kilka miesięcy temu przez „Gazetę Polską Codziennie”, jak sobie radzi z ich wychowywaniem, mówiła: „Staram się swoją postawą, wyborami dawać przykład dzieciom, by w naturalny sposób chłonęły pewne wartości i umiały podejmować decyzje zgodne z moralnością. Bardzo ważne jest przywiązanie do wartości chrześcijańskich. To pomaga kształtować dzieci w duchu prawdy i uczciwości. Odchodzenie od Kościoła i nieproponowanie niczego w zamian tworzy pustkę, której nie ma czym wypełnić”.

Marta żyje i szuka szczęścia jak tysiące jej rówieśników, raczej według nowoczesnych niż tradycyjnych wzorców i gdyby jej stryj był szefem Platformy Obywatelskiej, jej życiowe wybory nie miałyby znaczenia politycznego. A tak – mają, a ona sama, również w swej prywatności, pozostaje pod naciskiem z trzech stron – Jarosława Kaczyńskiego, środowiska „Gazety Polskiej” i własnego męża, człowieka o wygórowanych ambicjach politycznych. Niepewność co do jej publicznych i politycznych reakcji sprawia, że dla partii stryja Marta jest tyleż atutem, co kłopotem.

Prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie rozliczano z tego, czy jego córka jest wierna głoszonym przez niego poglądom i ideałom. Wiadomo, że kontrolowanie życia dorosłych dzieci jest trudne, jeśli nie niemożliwe. Jednak dziś to Marta Kaczyńska ogłasza się spadkobierczynią dziedzictwa ideowego ojca. To jest jej dobre prawo, ale także, paradoksalnie, jakaś szansa dla PiS. Tak jak Lech Kaczyński łagodził nieco radykalne, nacechowane moralną wyższością oblicze swojej partii, tak jego córka mogłaby wnieść do tej skostniałej formacji jakiś powiew młodości, tolerancji dla różnych dróg życiowych, pewnej otwartości na inne środowiska, nawet tak odległe od PiS, jak środowisko jej teściów. Ale pozostają przynajmniej dwa pytania: czy Jarosław potrzebuje takiej Marty? I jaka jest naprawdę Marta Kaczyńska?

PS Gdy usiłowaliśmy skontaktować się z Martą Kaczyńską, Marcin Dubieniecki powiedział nam, że jego żona nie będzie rozmawiać z POLITYKĄ, bo jesteśmy na szczycie jej czarnej listy.

* Cytaty pochodzą z wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego (w kolejności cytowania): 1) podczas dożynek jasnogórskich, wrzesień 2009 r.; 2) w wywiadzie udzielonym Dorocie Gawryluk w 2004 r.; 3), 4) w przesłaniu do uczestników VIII Zjazdu Gnieźnieńskiego, marzec 2010 r.

Polityka 20.2012 (2858) z dnia 16.05.2012; Polityka; s. 17
Oryginalny tytuł tekstu: "Spadkobierczyni"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną