Dla PJN i partii, która obecnie nosi kolejną już nazwę Poparcie Palikota, 30 sierpnia był ważny, a może nawet kluczowy. Zarejestrowanie list w ponad połowie okręgów zdejmowało obowiązek zbierania dalszych podpisów, dawało możliwość rejestracji list we wszystkich okręgach i dostęp do ogólnopolskich anten radiowej i telewizyjnej. Najdłużej i najbardziej wytrwale walczył o te przywileje Janusz Korwin-Mikke i nie udało się, co było pewnym zaskoczeniem. Wcześniej odpuścił Marek Jurek.
Jest więc siedem ogólnopolskich komitetów i tylko one mają szanse na przekroczenie 5-proc. progu wyborczego. PJN i Palikot zanotowali pierwsze sukcesy, bo zbieranie podpisów nie było w tym roku łatwe. Mało kto zwraca jednak uwagę, że z wyborów na wybory bez problemów, bez widowiskowych bojów rejestruje ogólnopolskie listy Solidarność ‘80, taka pracownicza Samoobrona z bojówkarskim wdziękiem, która w wyborach nie odgrywa później żadnej roli. Może jednak kiedyś odegra? Czasy idą trudne, skrajnym populistom sprzyjające.
Proces rejestracji niespecjalnie udał się Obywatelom do Senatu. Chyba sami autorzy inicjatywy, prezydenci dużych miast, nie wiedzą, kogo i gdzie popierają, bo każdy podaje inne dane. Jedni, że zarejestrowano ponad 20 kandydatów, inni, że ponad 40, do niektórych nikt nie chce się przyznać. Zanim więc nadejdzie sukces ogólny, czyli zmiana Senatu w izbę samorządową, liczą się sukcesy indywidualne, a do takich należy z pewnością zaliczyć występ kandydata Marka Króla, b. sekretarza KC PZPR, pod namiotem Solidarnych 2010 przy Krakowskim Przedmieściu. Król ze swadą opowiadał o terrorze rządów Tuska, zastraszającego czy wręcz zaszczuwającego ludzi bardziej, niż to było za czasów PRL. Z długiego wykładu warto odnotować myśl, że w Polsce dziś mamy komunizm, tę, że „prostytucja w Polsce nie jest karana, co widzimy właśnie w polityce”.
W głównym nurcie kampanii wyraźna zadyszka, jeśli nie liczyć politycznej aktywności edukacyjnej polityków 1 września. Premier w szkołach pojawił się dzięki Internetowi, osobiście stawili się marszałek Schetyna w Lubinie, wicepremier Pawlak w Gostyninie i okolicach, minister Sawicki w Paryżewie, minister Hall w Sopocie, Palikot w Ełku i Suwałkach, a przewodniczący Napieralski w stolicy. Choć tę wizytę, zwłaszcza zaś zakup drogich, nawet jak na polskie warunki, podręczników, zepsuły córki, które w otoczeniu skrzykniętych kamer i mikrofonów nie czuły się najlepiej. Czyżby kampanijna metoda obrazkowa, zwana też wizerunkową, przestała się sprawdzać?
SLD jednak nie rezygnuje. Wejście Czerwonego Smoka do miasta Krakowa zorganizował rzadko bywający w tym mieście Tomasz Kalita (jedynka na liście SLD). Czerwony Smok wkroczył od strony Bramy Floriańskiej, co jest dość dziwne, bo zwykle stwór ten kojarzony był z lochami po Wawelem, ale być może pomyłki nikt nie zauważył; przy Floriańskiej w niedzielę krakowskich wyborców było bowiem mało, za to turystów sporo. Najwyraźniej wystarczyło, by były kamery. Kandydat przywiózł do swojego nowego miejsca politycznego postoju pokaźny pakiet programowy, w którym jest i obietnica obwodnicy, i 2 proc. dochodów państwa na kulturę (kto da więcej?) oraz potężny program komunalnego budownictwa mieszkaniowego, a wszystko opieczętowane jako „programy narodowe”.
W tym dość martwym kampanijnie tygodniu postępowała jednak w sposób widoczny budowa odrębnego państwa PiS. Prezes Kaczyński oddzielnie składał kwiaty na Westerplatte, gdzie wygłosił przemówienie, oddzielnie debatował w telewizyjnym studiu. Aby nie mieszać się z przedstawicielami innych partii, debatował z dziennikarzami, którzy spisywali się dzielnie, ale i tak nie pokonali prezesa, wyliczającego, że Polacy zasługują na więcej we wszystkich dziedzinach. Skąd pieniądze na to „więcej” zbył stwierdzeniem, że są różne miejsca, gdzie pieniądze po prostu są.
Prezes śmiało podjął jednak temat debatowania o debatach i postawił kolejne warunki. Może debatować tylko z PO i na gruncie neutralnym, najlepiej jakiejś firmy, i wyznaczył drużynę, której gwiazdą jest Zyta Gilowska z Rady Polityki Pieniężnej (w wyborach nie kandyduje). Tym samym prezes, choć wymaga od Donalda Tuska zwinięcia białych flag, będących symbolem służalczości wobec zagranicy i układów wewnętrznych, co mogłoby być wstępem do debaty o debacie liderów, sam wywiesił białą flagę i przyznał, że w PiS nie ma ludzi kompetentnych, którzy mogą sprostać przedstawicielom PO. Zwłaszcza gdy chodzi o finanse i gospodarkę, skoro trzeba wzywać Gilowską, aby stanęła naprzeciwko Jacka Rostowskiego. Zdecydowanie popieram więc hasło, że Polacy rzeczywiście zasługują na więcej.