Oto bohaterowie przypowieści: Mariola M., czyli Prezeska, Sebastian R., dalej zwany Doradcą, Marcin G., dla uproszczenia Prezes, oraz postaci z drugiego planu, czyli Handlowiec i Prokurentka. W tle zaś ministrowie dwóch resortów, prokuratorzy i kontrolerzy z NIK. No i oczywiście publiczność, czyli łódzcy samorządowcy, działacze gospodarczy, ludzie biznesu.
Spółka Skarbu Państwa Textilimpex kiedyś, zgodnie z nazwą, handlowała tekstyliami, dzisiaj czym się da. Dotychczas nie została sprywatyzowana, chociaż bez wątpienia nie można jej zaliczyć do sreber rodowych Rzeczpospolitej. A kiedy niedawno, działając od siebie niezależnie, łódzka delegatura NIK i prokuratura trafiły w tej spółce na trop afery, zagotowało się nie tylko w Łodzi, ale i w stolicy. Afera, chociaż gospodarcza, miała bowiem polityczne tło. Prezeska spółki (teraz już była, z licznymi zarzutami) była z rozdania Ministerstwa Skarbu z czasów PiS, jej następca Prezes (obecny, z jednym zarzutem) z nadania PO.
12 lat, 18 firm, piękna kariera
Prezeskę dla Textilimpeksu wymyślił Doradca. Później jako jedyny spośród tych, którym prokuratura postawiła zarzuty, trafił na kilka miesięcy do aresztu, teraz na wolności czeka na proces. Miał 16 lat, kiedy w połowie lat 80. wstąpił do KPN, działał w opozycji. W latach 90. otaczał go nimb człowieka związanego ze służbami specjalnymi III RP. W Łodzi stał się znany jako lokalny działacz gospodarczy, pracownik specjalnej strefy ekonomicznej i członek władz fundacji Projekt Łódź (monitorującej samorządowe inicjatywy biznesowe).
Pod koniec rządów PiS w 2007 r. Doradca postanowił, jak mówi, przeciwdziałać malwersacjom, chwycił za telefon, umówił się z wiceministrem skarbu Pawłem Szałamachą (znali się wcześniej) i podczas spotkania zaproponował zmianę w zarządach dwóch łódzkich spółek: Textilimpeksu i Famedu (dzisiaj już sprywatyzowanego).