Zbyt mocno się kojarzy z nadchodzącymi mistrzostwami Euro 2012. Media spekulują zwykle o dymisji Grabarczyka, ale kończy się na ogół na marsowej minie premiera, zdawkowych tłumaczeniach ministra, czasem na dymisjach podległych mu urzędników. Sam minister jednak, o którym nie od dziś wiadomo, że jego pozycja polityczna w Platformie jest wyjątkowo silna, zachowywał stanowisko.
Dziś znów wróciło pytanie: czy za wpadkę z niesolidnym chińskim wykonawcą autostrady A2 z Łodzi do Warszawy premier powinien zdymisjonować ministra Grabarczyka? Ja bym się do tego skłaniał - jeśli uznać, że istnieje coś takiego jak polityczna odpowiedzialność, za wpadki należy się coś więcej niż pęk róż od partyjnych koleżanek.
Ale bagaż potknięć ministra Grabarczyka staje się coraz większym ciężarem. Szykuje się bowiem wyjątkowo bolesna porażka. Na Euro najpewniej nie powstanie jeden z najbardziej potrzebnych odcinków sieci autostradowej. Jednocześnie w łeb bierze cała strategia oszczędności na inwestycjach infrastrukturalnych, z której Grabarczyk był tak dumny. Jeśli ta droga miałaby powstać, trzeba byłoby zatrudnić nową firmę i zapłacić jej nie dumpingową stawkę, jaką zagwarantowali sobie Chińczycy, ani też stawkę rynkową. Trzeba byłoby zapłacić dodatkowo premię za wykonanie ekspresowe, bo tylko pracując non-stop, świątek i piątek, jest szansa na nadrobienie zaległości.
To raczej wydaje mi się mało prawdopodobne, dlatego nie przypuszczam, by ta autostrada powstała przed Euro. Zresztą już dwa lata temu pisałem, że to się nie może udać. Po prostu czasu jest za mało. Minister Grabraczyk miał do mnie pretensję: dlaczego pan nam dokucza? Dlaczego pan nie wierzy? – pytał. I przekonywał: trzeba wierzyć. Teraz jest ofiarą swojej wiary.
Zrobił dla polskiej infrasturktury wiele. Być może dużo więcej niż jego poprzednicy. Przede wszystkim uporządkował prawo. Na tym się zna, jest przecież prawnikiem. Dzięki niemu formalności związane z budową infrastruktury nie trwają latami. Ale gubiła go i gubi megalomania. Chciał uchodzić za sztukmistrza z Łodzi, który wyczaruje sieć dróg i autostrad, nowoczesną kolej, lotniska. Naobiecywał trochę za wiele i teraz wszyscy tych cudów się domagają. Także premier.
Cuda przed wyborami są bardzo w cenie. A tu mamy – jak się wyraził minister Sikorski – chiński pasztet.