Kraj

Zostaje legenda...

Nie żyje Waldemar Baszanowski

W wieku 76 lat odszedł wybitny sportowiec, mistrz olimpijski z Tokio (1964) i Meksyku (1968), wielokrotny rekordzista świata wagi lekkiej w podnoszeniu ciężarów.

 

Człowiek niezwykle szlachetny, również w sporcie, który uprawiał, a w którym droga do rekordów niejednokrotnie wiodła nie przez salę treningową, lecz przez aptekę. I taką, czystą drogę do medali promował w sporcie Baszanowski.

Był mistrzem, który przełamał hegemonię radzieckich sztangistów, królujących we wszystkich kategoriach podnoszenia ciężarów. Pierwszym, który również elegancją sylwetki w niczym nie przypominał atletów z napompowanymi muskułami. Miałem to szczęście, że osobiście relacjonowałem z Tokio i Meksyku, kiedy podnosił sztangę jak piórko, zostawiając w pokonanym polu zadziwionych jego sprawnością muskularnych herkulesów. To właśnie Baszanowski  stał się symbolem polskiej szkoły w podnoszeniu ciężarów i przyczynił się do upowszechnienia tego sportu w małych miastach oraz w krzewiących sport na wsi Ludowych Zespołach Sportowych.

Potrafił zwyciężać  nie tylko dźwigając sztangę na pomoście, ale również zmagając się z  osobistym nieszczęściem po tragicznej stracie najbliższych w fatalnym wypadku. Przez całe życie był związany z jednym klubem – AZS przy Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, uczelni, którą ukończył.

Po zakończeniu kariery sportowej nadal promował kształtujące siłę i wolę podnoszenie ciężarów, kierując europejską federacją tej dziedziny sportu. Był - nie tylko w polskim sporcie - wzorem. Pozostanie legendą.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama