Śledczy w Zespole Szkół przy ul. 1 Maja w Lublinie pojawili się na początku tego roku szkolnego, ale sygnały, że w niepublicznej placówce oświatowej dzieją się cuda, kuratorium miało od dawna. Na przykład we wrześniu 2006 r. naukę podjęło 200 uczniów, a rok szkolny kończyło 600. Rok później nawet dwa razy więcej. Te liczby dziwiły, bo zespół szkolny zajmuje nieduży budynek po starej fabryczce i zatrudnia niewielu nauczycieli. Niektórzy uczniowie zapisywali się do szkoły kilkanaście dni przed końcem roku szkolnego. Okręgowa Komisja Egzaminacyjna alarmowała, że w placówce dochodzi do nieprawidłowości, bo dyrekcja kilka dni przed egzaminami (gimnazjalnym i maturą) domaga się dodatkowych arkuszy egzaminacyjnych. I to nie kilku, ale od razu kilkudziesięciu. Dyrektor Zespołu Szkół im. Św. Teresy Antoni Leśniak tłumaczył, że przyjmują wszystkich potrzebujących, bo taka jest misja placówki. „Edukacja, ale i wychowywanie, a więc miłosierdzie” – mówił lubelskim gazetom.
Fabryka uczniów
Nie powinno dziwić, że dyrektor powoływał się na miłosierdzie, bo „Tereska” była szkołą szczególną. Najpierw, na początku lat 90., założono niepubliczne liceum żeńskie, które niebawem uzyskało od ówczesnego metropolity lubelskiego arcybiskupa Bolesława Pylaka status szkoły katolickiej. Potem wprowadzono koedukację i utworzono dodatkowo gimnazjum. Placówka ma charakter niepubliczny, ale z uprawnieniami szkoły publicznej. Te uprawnienia dotyczą dotacji z subwencji oświatowej, której wysokość zależy od liczby uczniów. Do tej pory dotację wyliczano na podstawie nie tylko bieżącej liczby uczniów, ale i prognozy na kolejny rok. W 2010 r. na ucznia szkół dziennych dotacja wynosiła miesięcznie od 361 zł (szkoła podstawowa) do 392 zł (liceum). Na ucznia dorosłego „Tereska” dostawała 164 zł.
W 2002 r. prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Oświatowego im Św. Teresy i jednocześnie dyrektorem szkoły został Antoni Leśniak, wówczas 29-letni absolwent KUL, działacz katolicki i wykładowca związanego z Radiem Maryja Instytutu Edukacji Narodowej. To on już po roku przekształcił kameralną placówkę w zespół wielu szkół: nie tylko gimnazjum i liceum, ale też podstawówka oraz liceum dla dorosłych. Właśnie za jego kadencji w „Teresce” dochodziło do cudownego rozmnażania uczniów w trakcie i pod koniec roku szkolnego, a stan osobowy wzrastał nawet o kilkaset procent. Podejrzewano jakieś machlojki, ale nikomu nie przyszło do głowy, że w gruncie rzeczy gra toczy się o wysokość dotacji.
Dopiero pod koniec lata 2010 r. do prokuratury zgłosił się były uczeń zespołu szkół katolickich i zeznał, że kupił świadectwo. Wskazał kilka osób, które zrobiły to samo, i opowiedział, że uczestniczył w naganianiu innych, aby płacili łapówki. Ujawnił też, komu sam zapłacił i dla kogo naganiał. 30 września wszczęto śledztwo, które przejął wydział przestępczości gospodarczej lubelskiej prokuratury. Przesłuchano wielu uczniów i pracowników szkoły. – Dokumenty, które zabezpieczyliśmy, zajmują ponad pół pokoju: dzienniki lekcyjne, akta personalne i dokumentacja pedagogiczna, teraz je weryfikujemy – mówi naczelnik wydziału, prokurator Waldemar Moncarzewski. Postawiono już zarzuty czterem osobom (dorosłym, byłym uczniom szkoły), a niebawem status podejrzanego obejmie kolejnych kilkanaście osób.
Prezes pełen wiary
Śledztwo dotyczy kupowania przez uczniów świadectw ukończenia szkoły oraz wyłudzania przez Zespół Szkół im. Św. Teresy dotacji z subwencji oświatowej. Prokuratura nie potrafi jeszcze oszacować, ile pieniędzy dokładnie wyłudzono ani ile świadectw sprzedano. – Sprawa jest rozwojowa, wygląda na grubą aferę – mówi prok. Moncarzewski.
Przestępstwa popełniano w sposób zorganizowany. Ktoś kierował procederem. Prokuratura nie ujawnia, kogo o to podejrzewa. Do dzisiaj z szefostwa zespołu szkół nie przesłuchano tylko byłego dyrektora i prezesa Katolickiego Stowarzyszenia Oświatowego im. Św. Teresy Antoniego Leśniaka. Zwykle prokuratura nie przesłuchuje w charakterze świadka osoby, którą zamierza oskarżyć o przestępstwo. Najpierw zbiera dowody, potem stawia zarzut. Nie wiemy jednak, czy to właśnie jest powodem zwlekania z przesłuchaniem Leśniaka, który nie jest już dyrektorem ani prezesem.
We wrześniu 2010 r. wszystkie dekrety dotyczące uznania szkoły za katolicką zostały uchylone decyzją abp. Józefa Życińskiego. Oficjalnie wiązało się to z brakiem odpowiednich sprawozdań dotyczących nauczania w duchu chrześcijańskim, a nieoficjalnie powodem były podejrzenia o malwersacje. Nowy prezes Katolickiego Stowarzyszenia Oświatowego (organu nadzorującego szkołę) Sebastian Janulewicz nie chce komentować sprawy przed wyrokiem sądu. – Nie wiem, dlaczego odebrano zespołowi szkół status katolicki, to był dla nas duży cios – mówi. – Zajmujemy się młodzieżą z problemami, taka szkoła jest w Lublinie potrzebna.
Uważa, że były prezes (przez kilka lat razem działali w stowarzyszeniu) to człowiek pracowity i pełen wiary, a do tego przedsiębiorczy. Ta ostatnia cecha była przydatna, jeżeli zważyć, że chociaż czesne za naukę w szkołach dziennych wynosi 400 zł miesięcznie, a w segmencie dla dorosłych zaledwie 100 zł, to słuchacze „Tereski” najczęściej unikają płacenia. Nikogo z tego powodu nie skreślono z listy uczniów. Dlatego podstawą finansową dla placówki są dotacje oświatowe. Po latach, w których liczba uczniów przyrastała w niebywałym tempie, sytuacja wróciła do normy. W szkołach dziennych uczy się 120 osób, w tych dla dorosłych jest 100 słuchaczy (w szczytowym 2008 r. wykazywano łącznie 1116 uczniów, a dotacja wyniosła 2 mln zł).
Prezes Janulewicz nie wie, czym teraz zajmuje się jego poprzednik. Nie zna jego numeru telefonu ani adresu.
Doktor nauk wszelakich
Chociaż były prezes Katolickiego Stowarzyszenia Oświatowego kilka miesięcy temu znikł bez śladu, to okruchy jego niedawnej aktywności można odnaleźć w Internecie. Udzielał licznych wywiadów. Raz występował jako psycholog i terapeuta, innym razem jako pedagog. Przedstawiano go jako wykładowcę KUL. Jako psycholog uczestniczył w szkoleniu dla sióstr przedszkolanek w częstochowskim seminarium duchownym. Jako pedagog udzielił wywiadu „Naszemu Dziennikowi” i ostrzegał przed szkodliwym wpływem Harry’ego Pottera na dzieci i młodzież. Sprzeciwiał się promowaniu wartości opartych na fałszu.
W tygodniku „Niedziela” jako psycholog pouczał, jak chronić dzieci przed zagrożeniami płynącymi z Internetu, a jako specjalista od sekt uczulał, że centra handlowe to niebezpieczne miejsca, bo robimy sobie spokojnie zakupy, a tu ktoś nas werbuje: „daje karteczkę, zaprasza na bezpłatny kurs, degustację potraw”. W mediach występował jako dr Leśniak, chociaż nie precyzował, w jakiej specjalności naukowej się doktoryzował. Przedstawiano go jako autora licznych publikacji naukowych, wymieniając najczęściej jedną z nich: „Mormoni – amerykański wynalazek”.
Beata Górka, rzeczniczka prasowa KUL, po sprawdzeniu archiwum odkrywa, że Antoni Leśniak nie jest doktorem, nie ma nawet otworzonego przewodu doktorskiego. Skończył co prawda dwa kierunki: filozofię i teologię, ale nie może występować jako psycholog, bo edukację na tym wydziale przerwał po pierwszym roku. Nigdy nie był pracownikiem KUL, jeżeli faktycznie prowadził tu wykłady, to wyłącznie gościnnie.
Chociaż Antoni Leśniak rozpłynął się w lubelskiej mgle, nie udziela już wywiadów, nie publikuje artykułów o sektach i nie ostrzega przed czającym się złem, można go jednak spotkać. Zadziwiające, że miejscem spotkania jest salon masażu Fabryka Marzeń należący do Grupy Escuculap, przy ul. ks. Popiełuszki, vis à vis parafii pw. Błogosławionego Biskupa Gorola.
Pan Antoni od masażu
Informacja brzmiała mało wiarygodnie: pan dr Leśniak zawsze pod wieczór bywa w salonie masażu. Na miejscu okazuje się, że to nie tylko masaż, ale też studio paznokci, fryzjer, kosmetyczka i fachowiec od tatuażu. Można obejrzeć portfolio speca od dziargania – mroczne, utrzymane w satanistycznej tonacji tatuaże na ramionach, piersiach, gdzie tylko klient zażąda. Co w takim miejscu mógłby robić były prezes Katolickiego Stowarzyszenia Oświatowego, specjalista od walki z satanistami? Może szuka inspiracji do dalszej walki? Pracownik Fabryki Marzeń wyprowadza nas z błędu: – Pan Leśniak jest właścicielem nie tylko tego salonu, ale całej firmy Escuculap.
Jego nazwisko nie występuje jednak na stronie internetowej firmy ani nawet w KRS (Grupa Escuculap nie widnieje w Krajowym Rejestrze Sądowym, prawdopodobnie dlatego, że jest zarejestrowana jako działalność gospodarcza lub spółka cywilna). Na temat afery w Zespole Szkół im. Św. Teresy się nie wypowiada, tak ustalił ze szkołą: dopóki sprawa nie trafi do sądu, będzie milczeć. – Ale jedno powiedzieć mogę, jestem czysty, a afery nie było.
Antoni Leśniak jest przekonany, że analiza dokumentów dowiedzie, iż do malwersacji nie doszło. Tym bardziej że szkołę kilka razy w roku kontrolowano i nigdy nic nie wykryto. Tymczasem prokuratorzy skarżą się, że w aktach zabranych ze szkoły panuje nieopisany bałagan, a Piotr Burek, zastępca dyrektora wydziału oświaty lubelskiego Urzędu Miasta, przyznaje, że kontrole w „Teresce” były nieskuteczne, bo prowadzono je tylko na podstawie dzienników lekcyjnych i księgi uczniów, a nie było możliwości zweryfikowania zapisanych informacji ze stanem faktycznym (zajęcia odbywały się często w weekendy).
Pan Leśniak doktorem nauk faktycznie nie jest, to dziennikarze tak go tytułowali, a on, może to błąd, nie sprostował w porę. Psychologię studiował, nie ukończył jednak. A nad pracą doktorską pracuje. W jakiej dziedzinie? To będzie praca interdyscyplinarna, filozoficzno-teologiczno-psychologiczna.
Współpraca: Cezary Potapczuk