Kiedy prezydent Bronisław Komorowski ma wygłosić dużej wagi, oficjalne przemówienie, najpierw zwołuje doradców. – Dyskusja nad tekstem trwa dość długo. Sławek Nowak daje swój PR-owski temperament, Tadeusz Mazowiecki spokój, Tomasz Nałęcz historyczne tło, a Irena Wóycicka zwraca uwagę, że warto wspomnieć o kobietach. Po tej burzy mózgów zazwyczaj rysuje się jakiś pomysł – opowiada jeden z doradców Komorowskiego.
Potem prezydent sam wokół tych tez buduje przemówienie. Na końcu jeden z doradców nanosi swoje poprawki, a prezydent i tak najczęściej odchodzi od tego co napisane, ma skłonność do dygresji. – Nie ma jednej osoby, która pisze dla prezydenta. Zresztą on najlepiej wypada wtedy, gdy idzie na żywioł, gdy ma przed sobą tylko kartkę z tezami i podąża za swoim wyczuciem – opowiada osoba z Pałacu Prezydenckiego.
Może gdyby Komorowski bardziej niż na swoje wyczucie zdał się na profesjonalnych speechwriterów, nie narażał by się na czasem trudne do zniesienia komentarze. - Panu prezydentowi można doradzić, aby znalazł sobie dobrego speechwritera. Warto mieć jednego prowadzącego i dwóch wspomagających. Amerykanie mówią, że im więcej będziesz miał wokół siebie ludzi wybitnych, tym dalej zajdziesz. Barack Obama wygrał również dlatego, że postawił na profesjonalnego speechwritera – mówi Joanna Gepfert, specjalistka od politycznego PR, która pisała przemówienia m.in. Hannie Suchockiej i Jerzemu Buzkowi. Jon Favreau, 29–latek, szef speechwriterów amerykańskiego prezydenta, jest autorem nie tylko inauguracyjnego przemówienia prezydenta USA, on też wymyślił hasło „Yes, we can”, które porwało całą Amerykę. Wszyscy światowi przywódcy korzystają z usług profesjonalnych pisarzy. W Polsce niewielu.