Kraj

D&M

Zdolny wspólnik Marcina Dubienieckiego

Marcin Dubieniecki nie chce zdradzić, w jakich sprawach będzie się specjalizowała ich kancelaria. Marcin Dubieniecki nie chce zdradzić, w jakich sprawach będzie się specjalizowała ich kancelaria. Piotr Małecki / Newspix.pl
Historia jak z filmu: młody, zdolny prawnik popełnia przestępstwo. Wydaje się, że stracił wszystko i rozstanie się z zawodem. Następuje jednak zwrot akcji: zostaje wspólnikiem wschodzącej gwiazdy palestry i polityki Marcina Dubienieckiego.
W styczniu 2010 r. po pół roku odsiadki Jacek M. opuścił areszt.Materiały Policji W styczniu 2010 r. po pół roku odsiadki Jacek M. opuścił areszt.

Część I. Upadek prymusa

Styczeń 2010 r. Jacek M. jest pewny, że jego kariera prawnika jest skończona. Od pół roku siedzi w areszcie oskarżony w głośnej aferze. Doprowadzony przed sąd wyznaje: „przekreśliłem całą swoją działalność zawodową”, „podważyłem standardy zawodowe”. Psychologom, którzy badają go w areszcie, mówi: „ciężko mi wyobrazić sobie przyszłość, bo przecież nie będę mógł wykonywać dotychczasowego zawodu. Mam rozpoczętą budowę domu, dwa duże kredyty, nie wiem, jak będzie z ich spłatą”. Ale chyba nawet bardziej niż o to, z czego w przyszłości utrzyma żonę i dwóch synów, martwi się, jak ludzie odbierają jego aresztowanie. Zawsze przejmował się tym, co myślą o nim inni. Starał się być najlepszy. I zrobił karierę, jaką chłopcu spod Jarocina wróżyli pewnie nieliczni.

Psycholodzy notują: matka bez wykształcenia, pracowała jako pomoc medyczna w ośrodku zdrowia, ojciec technik mechanik. Oboje na emeryturze. Jacek M. w szkole podstawowej był najlepszym uczniem; na zakończenie nauki w jarocińskim liceum otrzymał medal patrona szkoły. Ukończył prawo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiował też w Niemczech. Potem aplikacja sądowa i egzamin radcowski. Ma otwarty przewód doktorski. I jeszcze jedno: alkohol pił pierwszy raz na własnym ślubie, w wieku 34 lat.

Część II. W roli słupa

Tu konieczna jest retrospekcja. Początek 1996 r. Jacek M., świeżo upieczony radca prawny, zaczyna pracę w spółce GBS Polska, należącej do niemieckiego koncernu Metro AG. Szefem GBS jest Hartmut Suray, Niemiec o polskich korzeniach, zorientowany w tutejszych realiach.

Jacek M. szybko awansuje na głównego radcę prawnego GBS i prokurenta. Bierze udział w zgromadzeniach wspólników, cieszy się zaufaniem Suraya.

Polityka 09.2011 (2796) z dnia 25.02.2011; kraj; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "D&M"
Reklama