Część I. Upadek prymusa
Styczeń 2010 r. Jacek M. jest pewny, że jego kariera prawnika jest skończona. Od pół roku siedzi w areszcie oskarżony w głośnej aferze. Doprowadzony przed sąd wyznaje: „przekreśliłem całą swoją działalność zawodową”, „podważyłem standardy zawodowe”. Psychologom, którzy badają go w areszcie, mówi: „ciężko mi wyobrazić sobie przyszłość, bo przecież nie będę mógł wykonywać dotychczasowego zawodu. Mam rozpoczętą budowę domu, dwa duże kredyty, nie wiem, jak będzie z ich spłatą”. Ale chyba nawet bardziej niż o to, z czego w przyszłości utrzyma żonę i dwóch synów, martwi się, jak ludzie odbierają jego aresztowanie. Zawsze przejmował się tym, co myślą o nim inni. Starał się być najlepszy. I zrobił karierę, jaką chłopcu spod Jarocina wróżyli pewnie nieliczni.
Psycholodzy notują: matka bez wykształcenia, pracowała jako pomoc medyczna w ośrodku zdrowia, ojciec technik mechanik. Oboje na emeryturze. Jacek M. w szkole podstawowej był najlepszym uczniem; na zakończenie nauki w jarocińskim liceum otrzymał medal patrona szkoły. Ukończył prawo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiował też w Niemczech. Potem aplikacja sądowa i egzamin radcowski. Ma otwarty przewód doktorski. I jeszcze jedno: alkohol pił pierwszy raz na własnym ślubie, w wieku 34 lat.
Część II. W roli słupa
Tu konieczna jest retrospekcja. Początek 1996 r. Jacek M., świeżo upieczony radca prawny, zaczyna pracę w spółce GBS Polska, należącej do niemieckiego koncernu Metro AG. Szefem GBS jest Hartmut Suray, Niemiec o polskich korzeniach, zorientowany w tutejszych realiach.
Jacek M. szybko awansuje na głównego radcę prawnego GBS i prokurenta. Bierze udział w zgromadzeniach wspólników, cieszy się zaufaniem Suraya.