Papież Niemiec wynosi na ołtarze Kościoła katolickiego papieża Polaka. Na dodatek czyni to w tempie jak na Kościół ekspresowym – po pięciu latach z okładem.
W oczach katolików całego świata Jan Paweł II na to zasłużył bezdyskusyjnie. Warto przeczytać pełny tekst dekretu beatyfikacyjnego, by jeszcze raz zrozumieć, dlaczego papież Wojtyła nazywany jest Wielkim. Ciekawe, że w dokumencie wybito pacyfizm Jana Pawła II w obliczu konfliktu wokół Iraku.
Co teraz? Czekanie na 1 maja w Rzymie, dzień uroczystości i być może przeniesienia grobu Wojtyły z podziemi Bazyliki św. Piotra do jednej z jej kaplic na górze. Dzięki temu jeszcze większa liczba pielgrzymów odwiedzałaby grób Błogosławionego.
Ale równie ważne jest, jak beatyfikację wykorzysta teraz Kościół w Polsce. Zyskuje niejako z nieba szansę poprawy swego wizerunku. Szansę powrotu do linii Wojtyły, od której tak drastycznie odszedł podczas kampanii prezydenckiej i wojny o krzyż. To pomogłoby złagodzić przynajmniej w pewnym stopniu ostrość obecnych podziałów w społeczeństwie na tle konfliktu wokół katastrofy smoleńskiej.
Polska staje znów na rozdrożu. Może osunąć się w zamęt, albo się z niego otrząsnąć. Wojtyła zachęcał do solidarności ponad podziałami w tym, co jest Polsce niezbędne do trwania i rozwoju jako naród, wspólnota obywatelska i państwo.
Wiem, że niewiele jest podstaw do optymizmu, a prawdopodobieństwo, że beatyfikacja w tym duchu zostanie wykorzystana przez notabli kościelnych i polityków nie jest wysokie. Ale może przynajmniej spróbują. To byłby prawdziwy dowód wdzięczności za tę beatyfikację.