Pierwszy kamyk: Kuczyński wymyśla Kaczyńskiego
W czerwcu 2000 r. doszło do rozpadu koalicji AWS i Unii Wolności, która wycofała z rządu swoich ministrów, w tym minister sprawiedliwości Hannę Suchocką. Niemniej unici po cichu wspomagali premiera Jerzego Buzka w szukaniu nowych szefów resortów. Waldemar Kuczyński, dawny doradca Tadeusza Mazowieckiego, należał do tych, którzy zdecydowanie opowiadali się za nominacją Lecha Kaczyńskiego na ministra sprawiedliwości – jego rola w tym lobbingu była wręcz najistotniejsza. I tak się stało. Kuczyńskiemu zdawało się, że jest to kandydat dobry na trudne czasy, twardy i sprawiedliwy, sprawdzony jako prezes NIK, a mniej swarliwy i bardziej koncyliacyjny niż jego brat.
Po latach Waldemar Kuczyński, od dawna chyba najbardziej dokuczliwy i bezkompromisowy krytyk rządów braci Kaczyńskich, z pewnym zakłopotaniem drapie się w głowę. Któż wiedział, kto by przypuszczał? Któż wiedział, że ta decyzja otworzy drogę powrotu do polityki Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Lech Kaczyński, szybko wypromowany na wielkiego szeryfa i pogromcę przestępców (zwłaszcza że rząd Buzka był oskarżany o tolerowanie nepotyzmu i korupcji) za rok stanie na czele nowo utworzonego Prawa i Sprawiedliwości, za pięć lat zostanie prezydentem i złoży meldunek z wykonania zadania swojemu bratu. Bez ministrowania w resorcie sprawiedliwości nie powstałoby PiS, skoncentrowane wtedy na kwestiach egzekucji prawa. Może dlatego Kuczyński tak wytrwale stara się odkupić tamtą swoją „winę”.
Drugi kamyk: Geremek wypycha Tuska
W grudniu 2000 r. w Unii Wolności doszło do wyboru nowego przewodniczącego. Na miejsce ustępującego Leszka Balcerowicza, który został prezesem NBP, do walki o następstwo stanęli Bronisław Geremek, wywodzący się ze starego trzonu partii, i Donald Tusk, kiedyś jeden z założycieli Kongresu Liberalno-Demokratycznego, partii w 1994 r.