Najpierw kazały jej zrobić striptiz i zatańczyć na rurze, czyli wokół kija od mopa. 15-latka opierała się, więc cztery dziewczyny biły ją, podtapiały w klozecie, rozebrały. Zawołały czterech chłopców. Trwało to cztery godziny i żaden z wychowawców niczego nie zauważył, bo w innym skrzydle budynku odbywała się inna awantura.
Gdy po kilkunastu godzinach dyrektor zamknął drzwi prowadzące do skrzydła dla dziewcząt, reakcją był bunt.
W nocy, po zatrzymaniu, w policyjnej izbie dziecka 16-latek, który brał udział w gwałcie, próbował się powiesić. Następnego dnia 14-letnia wychowanka chciała popełnić samobójstwo. – Ona tylko bawiła się sznurkiem w łazience – bagatelizuje dyrektor. Uważa, że całą sprawę rozdmuchały media. Podobnie rzecz ma się z gwałtem: – To nie był zbiorowy gwałt, gwałcił 17-letni Przemysław.
Małopolski kurator chce zamknąć placówkę. W ciągu zaledwie 70 dni jej istnienia (od września 2010 r.) policja interweniowała 50 razy. Ale brzeski starosta zaangażował dwie zewnętrzne firmy do opracowania programu naprawczego. W planach jest między innymi ślizgawka i zakup łyżew.
Systematyka niedostosowanych
Ośrodków takich jak w Łysej Górze jest w Polsce 59. Działają jeszcze inne 74 placówki wychowawcze, podobnie jak łysogórski MOS prowadzone przez starostwa powiatowe, bez żadnego nadzoru resortu sprawiedliwości. System opieki nad kłopotliwą młodzieżą jest w naszym kraju w ogóle dość skomplikowany (patrz ramka).
Nieletni, którzy weszli w konflikt z prawem, lądują w schroniskach lub zakładach poprawczych. Dla młodzieży zagrożonej demoralizacją lub zdemoralizowanej w stopniu nieznacznym przeznaczono młodzieżowe ośrodki wychowawcze i właśnie młodzieżowe ośrodki socjoterapeutyczne.
MOS to jedyne miejsca w systemie, gdzie dzieciaki mogą znaleźć się niejako z własnej woli, na wniosek rodziców, z orzeczeniem poradni psychologiczno-pedagogicznej. Trafia tu młodzież z fobią szkolną, zaburzeniami emocji, nerwicowymi, depresyjnymi, lękowymi. Nadwrażliwcy, niedostosowani społecznie, czasem po prostu indywidualiści, którym jest za ciasno w sztywnych ramach publicznej placówki oświatowej.
Ale pobyt w ośrodku może być również wynikiem nakazu sądowego. Od pięciu lat, na mocy ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich, sądy rodzinne orzekają umieszczenie nieletnich złoczyńców w ośrodku wychowawczym lub socjoterapeutycznym. Dla terapeutów zajmujących się młodzieżą niedostosowaną jest to rozwiązanie wręcz karygodne, bo w istocie rzeczy jest zaproszeniem do przemocy.
Łukasz Ługowski, który od 14 lat prowadzi Kąt, Młodzieżowy Ośrodek Socjoterapeutyczny w podwarszawskim Aninie, mówi: – Wychowywać, reedukować, resocjalizować można z nakazu sądu. Terapii przymusowej prowadzić się po prostu nie da. Więc się postawiłem i nie przyjmuję z nakazami sądu. Na szczęście mam więcej chętnych niż wolnych miejsc.
Ługowski jest wierny zasadom szkolnego ośrodka socjoterapii. Początkowo, w latach 70., nazwa SOS odnosiła się do pozainstytucjonalnego ruchu terapeutycznego, zainicjowanego przez młodych psychologów, identyfikujących się z subkulturą hipisowską. Pierwsze klasy powstały przy Centrum Kształcenia Ustawicznego. W 1981 r. SOS został samodzielną szkołą i ośrodkiem terapeutycznym, głównie dla młodzieży uzależnionej od narkotyków. W 1995 r., decyzją kuratora oświaty, został Młodzieżowym Ośrodkiem Socjoterapii Nr 1 SOS (taką właśnie dziwną długą nazwę otrzymał) i dziś działa – jako jedna z kilku sensownych placówek – na warszawskim Służewcu. SOS był więc prototypem sieci MOS, tyle że większość ośrodków bardzo się od prototypu oddaliła.
Przechowalnia dla trudnych
MOS w Łysej Górze wymyślił starosta Ryszard Ożóg. Stały tu częściowo puste budynki po zespole szkół, a ponieważ na miejsce w ośrodkach wychowawczych i socjoterapeutycznych czeka w Polsce ponad 1,2 tys. młodych ludzi z nakazami sądowymi, a w Małopolsce nie było ani jednego takiego ośrodka, więc koncepcja starosty spotkała się z entuzjazmem MEN i kuratorium.
Dyrektor Tadeusz Ciurej, były radny miejski Brzeska (w 2008 r. kandydował bez powodzenia na burmistrza; w ostatnich wyborach przepadł z kretesem), z wykształcenia inżynier metalurg, twierdzi, że ma kwalifikacje do pracy z młodzieżą, bo przez kilka lat uczył BHP. Rzecznik małopolskiego kuratorium Aleksandra Nowak wyjaśnia, że ustawa dopuszcza rozwiązanie, by dyrektorem ośrodka był amator. Pod warunkiem, że ma zastępcę z uprawnieniami, a tak jest w Łysej Górze.
– Liczba wychowawców – 17 na 56 podopiecznych – również była w Łysej Górze wystarczająca i zgodna z przepisami – mówi Aleksandra Nowak. – Ale nie zmienia to faktu, że nasz raport z kontroli jest druzgocący.
Inspekcja kuratorium – już po tragicznych wypadkach – była zaplanowana na jeden dzień, trwała cztery. Podstawowy zarzut: brak bezpieczeństwa i właściwej opieki, zagrożenia dla zdrowia i życia wychowanków. Trzech na czterech wychowawców nie ma żadnego doświadczenia, tylko przygotowanie teoretyczne.
– Niektórych, gdy podchodzili do nas do drzwi, trudno było odróżnić od wychowanków – mówi Aleksandra Nowak.
Ośrodek praktycznie nie prowadzi zajęć terapeutycznych. W dni powszednie, po lekcjach, podopieczni oglądają telewizję i nudzą się. – Jeżeli nie ma regularnie prowadzonych zajęć terapeutycznych, to jest tylko przechowalnia dla trudnej młodzieży – komentuje Łukasz Ługowski.
Wicedyrektor wspomnianego już MOS SOS na warszawskim Służewcu Grażyna Makowska jest zdania, że podopieczni MOS w ogóle nie powinni mieć czasu wolnego. Tu po lekcjach zaczynają się następne zajęcia: psychoterapia indywidualna, terapia zajęciowa, sesje terapii rodzinnej, grupowej, treningi zdolności poznawczych. – Oni muszą być cały czas zagospodarowani.
Kat i ofiary
Patrycja ze Skarżyska, 16 lat, trafiła do Łysej Góry 20 września 2010 r. Tego samego dnia została pobita. Szła korytarzem, niosąc z magazynu swój koc i pościel. Katarzyna, ta, która ma teraz dwa zarzuty prokuratorskie, wciągnęła ją do pokoju. – Biła, dusiła mnie, inne patrzyły – mówi Patrycja. – Bałam się.
Gdy ojciec zadzwonił wieczorem, wszystko mu powiedziała. Następnego dnia poszedł do sądu w Skarżysku załatwić zezwolenie na zabranie córki z ośrodka. Przyjechał.
– Nawet nie zawieźli jej do lekarza, nie dostała żadnej pomocy lekarskiej – mówi. Wezwał pogotowie, które zabrało Patrycję do szpitala, gdzie okazało się, że ma wstrząs mózgu i bardzo obolałe, opuchnięte kręgi szyjne.
Przez miesiąc nie wychodziła z domu. Teraz skończyło się zwolnienie lekarskie i zaczęła chodzić do szkoły. To wagary były jedynym powodem, dla którego znalazła się w Łysej Górze. Opuszczała zajęcia, potem zaległości były coraz większe i już nie umiała wrócić do szkoły. Teraz razem z rodzicami chodzi na terapię rodzinną. Prawdopodobnie powodem jej problemów był stres związany z chorobą nowotworową ojca.
Dla takich dzieciaków jak Patrycja, z małych miejscowości, gdzie o pomoc psychoterapeuty nie jest łatwo, a na prywatne sesje rodziców nie stać, młodzieżowe ośrodki socjoterapii są często jedynym rozwiązaniem. Pod warunkiem, że nie ma tam takiej Katarzyny, która będzie się nad nimi znęcać.
– Nie miałem pojęcia, że trafia do nas młodzież tak zdemoralizowana – twierdzi dyrektor Ciurej. – O tym, że niektórzy mają sprawy o pobicia, rozboje, dowiadywaliśmy się dopiero, gdy przychodziło wezwanie z sądu.
– Nie przyjmę młodego człowieka, którego dowieziono bez dokumentów, bez całej jego historii – mówi Grażyna Makowska z warszawskiego Służewca. – Muszę być w stanie ocenić, czy stopień demoralizacji kwalifikuje go do nas, czy już do ośrodka wychowawczego.
To prawda, jednoznaczne kwalifikowanie tej młodzieży bywa problematyczne: sprawcy przemocy wcześniej bywali jej ofiarami. Granica jest płynna.
– Czesław Czapów, twórca Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW, opowiadał się za tym, żeby pracować z katem i z ofiarą – mówi Łukasz Ługowski. – Ja jestem na to za krótki. Jednego kata mi tu przyprowadzą i może rozwalić całą grupę.
Za szerokie kraty
Kiedyś do Łysej Góry wezwano policję, bo jeden z wychowanków uruchomił gaśnicę proszkową. Czterech chłopców trafiło wtedy do szpitala z podrażnieniem oczu.
– Zdarzały się też drobne kradzieże, pobicia, wymuszenia – mówi rzecznik brzeskiej komendy Ewelina Buda. – Ale głównie to były samowolne oddalenia.
Łysogórska młodzież na lekcje do sąsiedniego budynku idzie całą grupą, eskortowana przez wychowawcę. Gdy wszyscy są już w klasach, szkoła jest zamykana na klucz.
Mimo to Edyta, jedna z dziewczyn, która brała udział w maltretowaniu 15-latki, a potem razem z koleżankami zdemolowała ośrodek, uciekła, zanim jeszcze przyjechała policja. Po kilku dniach zatrzymano ją, przesłuchano w prokuraturze i odwieziono z powrotem do Łysej Góry. Po dwóch dniach uciekła znowu.
Po spotkaniu dyrekcji i nauczycieli z przedstawicielami starostwa zdecydowano, że w oknach ośrodka zostaną zamontowane gęstsze kraty. – Okazało się, że filigranowe dziewczęta mogą przedostać się przez dotychczasowe kraty – wyjaśnił Ożóg.
W Kącie, w gimnazjum i liceum ogólnokształcącym, uczy się 200 uczniów. Większość dojeżdża. Dla tych spoza Warszawy albo z tak trudną sytuacją rodzinną, że w domu mieszkać nie powinni, jest hostel. Zaledwie 30 miejsc. Krat w oknach nie ma. – Stąd się nie ucieka, bo nikt tu nie jest pod przymusem – mówi Łukasz Ługowski.
Podobnie na warszawskim Służewcu, gdzie jest liceum ogólnokształcące dla 150 uczniów i 20 miejsc w internacie na ostatnim piętrze. Po południu co chwila ktoś wychodzi i każdy zgłasza, dokąd idzie, kiedy wraca. Paula na psychoterapię, będzie za godzinę. Jacek do sklepu, bo z drugą opiekunką pieką dziś ciasto i zabrakło masła. Łukasz na papierosa. Palarnia jest za śmietnikiem. Łukasz jest z Warszawy, od roku mieszka w ośrodku. – Tak jest lepiej, wreszcie się ze sobą poukładałem. Jest prawie pewien, że tutaj uda mu się skończyć szkołę. A potem chce iść na politologię. Na studia dostaje się około 80 proc. podopiecznych służewieckiego MOS.
Kto doniesie
O przyszłości łysogórskiego ośrodka zadecyduje w głosowaniu nowo wybrana rada powiatu. Prokuratura prowadzi dochodzenie. – W ramach śledztwa badamy też prawidłowość funkcjonowania tego ośrodka – mówi szef Prokuratury Okręgowej w Tarnowie Mieczysław Siennicki. – Nie wykluczam, że zostanie wyodrębnione osobne postępowanie o przestępstwo urzędnicze niedopełnienia obowiązków.
Tragiczne wydarzenia w łysogórskim MOS być może przyspieszą zmianę ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich, która odizoluje ośrodki terapeutyczne od resocjalizacyjnych. Pytanie tylko, czy to wystarczy.
Wszak przez dwa i pół miesiąca nikt nie wiedział, co się dzieje w Łysej Górze. Nikt o interwencjach policji nie zawiadomił kuratorium.
– Powinien był to zrobić dyrektor ośrodka – mówi wicedyrektor departamentu zwiększania szans edukacyjnych MEN Emilia Wojdyła.
Raczej naiwnością jest liczyć, że dyrektor placówki doniesie sam na siebie. Pozostaje pytanie, czy jakiekolwiek placówki resocjalizacyjne, do których trafia młodzież, powinny być prowadzone przez powiaty, praktycznie bez żadnego nadzoru i stałej profesjonalnej pomocy.
Cztery ściany dla nieprzystosowanych
Młodzieżowy ośrodek socjoterapii (MOS) – jest przeznaczony dla dzieci i nastolatków, które z powodu zaburzeń rozwojowych, trudności w nauce i zaburzeń w funkcjonowaniu społecznym mogą być zagrożone niedostosowaniem społecznym lub uzależnieniem. Wymagają stosowania specjalnej organizacji nauki, metod pracy i wychowania oraz specjalistycznej pomocy psychoedukacyjnej. Do MOS trafiają dzieci i młodzież na wniosek rodziców lub z nakazu sądu rodzinnego. Dobrowolnie przebywa w nich jedynie 810 na ponad 2,7 tys. wychowanków.
Młodzieżowy ośrodek wychowawczy (MOW)
• o charakterze resocjalizacyjno-wychowawczym – jest przeznaczony dla nastolatków niedostosowanych społecznie, wymagających stosowania specjalnej organizacji nauki, metod pracy, wychowania i resocjalizacji;
• o charakterze resocjalizacyjno-rewalidacyjnym – dla dzieci i młodzieży z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim.
Podopieczni umieszczani są w MOW na wniosek sądu rodzinnego.
Schronisko dla nieletnich (SdN) – specjalna placówka opieki całkowitej, podlegająca Ministerstwu Sprawiedliwości, o funkcjach diagnostycznych, resocjalizacyjnych i zapobiegawczych dla nieletnich w wieku 13–21 lat, podejrzanych o dokonanie czynu karalnego lub przestępstwa, a okoliczności i charakter czynu, stopień demoralizacji i nieskuteczności dotychczasowych środków wychowawczych przemawiają za przyszłym umieszczeniem w zakładzie poprawczym.
Zakład poprawczy (ZP) – potocznie poprawczak, najsurowsza kara wobec nieletnich, gdy zastosowane uprzednio środki wychowawcze nie spowodowały zmian w zachowaniu i postawie lub też ze względu na wysoki stopień demoralizacji zachodzi przypuszczenie, że inne łagodniejsze środki mogą okazać się zawodne. Do zakładu poprawczego kierowani są nieletni w wieku 13–17 lat. Mogą tam przebywać do 21 roku życia, jeśli po ukończeniu 17 lat nie zastosowano wobec nich środka karnego w postaci umieszczenia w zakładzie karnym.