Oskarżeni na sali sądowej często zmieniają front, wypierają się, składając odpowiedzialność na swoich prześladowców, przedstawicieli organów ścigania. Czy to linia obrony, czy prawda – rozstrzygnąć musi sąd. Tak dzieje się w procesie generała policji Mieczysława K. i szefów handlującej paliwami spółki BGM ze Szczecina, okrzyczanych jako baronowie mafii paliwowej. Twierdzą, że wymuszano na nich zeznania, domagano się obciążania polityków. Prokuratorzy z krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej przekonują, że bossowie z BGM uzgodnili swoją wersję i kłamią jak najęci.
W sprawie opisanej na wstępie sąd uwierzył jednak nie prokuratorowi, ale Jerzemu N., który został prawomocnie uniewinniony. Za półtora roku w celi i utracone w tym czasie zarobki przyznano mu później kilkadziesiąt tysięcy złotych odszkodowania.
Sędzia Grażyna Z. z Suwałk (sprawa tzw. ośmiornicy suwalskiej), która w areszcie spędziła pięć miesięcy za rzekomą korupcję, dostała 300 tys. zł (nie domagała się odszkodowania, ale zadośćuczynienia za straty moralne i fizyczne). Wcześniej sąd uniewinnił ją z prokuratorskich zarzutów, a w uzasadnieniu wyroku zmiażdżył oskarżyciela, wytknął mu brak kompetencji i, co gorsza, złą wolę.
Miliony za niesłuszność
Z roku na rok przybywa spraw o odszkodowania i zadośćuczynienia z powodu niesłusznego aresztowania, a nawet skazania. Od 1999 r. do końca pierwszej połowy 2010 r. prawie 2900 osób (w tym 565 za niesłuszne skazanie) uzyskało z tego tytułu od Skarbu Państwa 54 mln zł. Od 1998 r. w kodeksie postępowania karnego znajduje się art. 557, na mocy którego Skarb Państwa powinien wysuwać tzw. roszczenie zwrotne w stosunku do osób, „które swym bezprawnym działaniem spowodowały niesłuszne skazanie, zastosowanie środka zabezpieczającego, niewątpliwie niesłuszne tymczasowe aresztowanie lub zatrzymanie”.
Według sędzi Barbary Piwnik, byłej minister sprawiedliwości, to bardzo ważny, ale całkowicie martwy zapis. Prokurator generalny Andrzej Seremet, zapytany przez nas, jak często występowano o roszczenia zwrotne wobec prokuratorów czy sędziów, przyznaje z lekkim zażenowaniem: – Jak sięgam pamięcią, nie odnotowuję takiego roszczenia. To sytuacja zaskakująca, bo nie sądzę, aby od 1998 r. w kraju nie doszło do sytuacji dającej podstawy do takiego postępowania.
Z powództwem w sprawie roszczenia zwrotnego może wystąpić w postępowaniu cywilnym prokurator lub inny organ uprawniony do reprezentowania Skarbu Państwa.
Co roku prowadzi się ponad sto postępowań mających na celu ustalenie, czy zachodzą podstawy do roszczeń zwrotnych. Za każdym razem kończą się one podobnie – brak podstaw do wytoczenia powództwa.
W 2009 r. ówczesny wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński (zginął 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie smoleńskiej) złożył w tej sprawie interpelację. Odpowiedział mu wiceminister sprawiedliwości Zbigniew Wrona. Wyjaśnił, że głównym powodem odmowy wszczynania postępowań roszczeniowych jest użyte w przepisie kpk pojęcie bezprawności. „Bezprawne działanie władzy może przybierać różne postacie i nie każda nieprawidłowość może być kwalifikowana jako bezprawność” – pisał wiceminister. Niewątpliwie miał rację: prokurator niesłusznie oskarżając obywatela sam może przecież być ofiarą czyjejś manipulacji. Działa wtedy w dobrej wierze, aczkolwiek niesłusznie. Ale jak ocenić prokuratora, który świadomie uczestniczy w kłamstwie?
Świństwo instrumentalne
Były komendant miejski policji w Białej Podlaskiej Władysław Szczeklik trafił na pięć miesięcy do aresztu pod zarzutem „przyjęcia korzyści majątkowych w zamian za informacje”. Miał ostrzegać o poczynaniach policji pewnego właściciela lubelskiego lombardu, za co ten sprezentował mu sprzęt elektroniczny i biżuterię łącznej wartości 9 tys. zł.
Prokuratorów (tę sprawę prowadziło aż trzech) nie przekonały zapewnienia Szczeklika, że nigdy nie był w tym lombardzie, nie znał właściciela, nic od niego nie brał i o niczym go nie informował. Nie uwierzyli też w alibi, jakie przedstawił policjant – w czasie kiedy miał brać fanty, przebywał zupełnie gdzie indziej.
Sprawa miała drugie dno. Władysław Szczeklik tuż przed aresztowaniem był typowany na stanowisko komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie. Szef jednej z lubelskich prokuratur miał innego faworyta na ten stołek. Kajdanki na rękach Szczeklika załatwiły sprawę (ale faworyt prokuratora też nie został mianowany). Proces, w którym oficer policji zasiadał na wspólnej ławie oskarżonych z gangsterami, trwał do 2008 r. Zakończył się całkowitym uniewinnieniem. Ale dla Władysława Szczeklika była to marna satysfakcja. Przez siedem lat żył z piętnem zdrajcy, przekreślono jego policyjną karierę. Krótko po wyroku odszedł na emeryturę.
Dzisiaj już wiadomo, jak manipulowano śledztwem w sprawie Szczeklika. Na podstawie zeznań jednego ze świadków sporządzono portret pamięciowy policjanta, który miał współpracować z właścicielem lombardu (podejrzewanym o przynależność do grupy przestępczej). Podejrzany z portretu był średniego wzrostu blondynem z niebieskimi oczyma. Tymczasem Szczeklik to wysoki, postawny szatyn. Znaleziono więc innego świadka, przestępcę. Tak opisał podejrzanego, że powstał nowy portret, tym razem pasujący do komendanta z Białej Podlaskiej. Później, podczas procesu, ten sam świadek ujawnił, że prokuratorzy w zamian za oczekiwane zeznania obiecali mu bezkarność. Uczyli go, co ma mówić i jak charakteryzować wygląd poszukiwanego. Wozili go po Lublinie, aby dobrze zapamiętał topografię i nazwy ulic. Przygotowali go do odegrania wiarygodnego świadka, tak jak reżyserzy pracujący z aktorem nad rolą. W uzasadnieniu wyroku uniewinniającego sąd nie zostawił na prokuratorach suchej nitki.
Szczeklik wytoczył powództwo o zadośćuczynienie za doznane krzywdy. Domagał się 800 tys. zł, dostał 200 tys. Sprawą jego niesłusznego aresztowania zajęła się prokuratura w Suwałkach, sprawdzała, czy trójka lubelskich oskarżycieli działała zgodnie z prawem. Niedawno postępowanie umorzono, bo nie dopatrzono się cech bezprawności. Zasądzone Szczeklikowi zadośćuczynienie zapłacą podatnicy, a prokuratorzy, którzy go niesłusznie oskarżyli, nadal będą mogli urabiać świadków i wsadzać niewinnych ludzi do aresztów.
Na procesie byłej posłanki SLD Małgorzaty Ostrowskiej (więcej: „Honor baronessy”, POLITYKA 13), oskarżonej o przyjęcie łapówki od biznesmena z branży paliwowej Piotra K., zwanego Królem Sztumu, doszło do nieoczekiwanego zwrotu. Oskarżony w tej samej sprawie były komendant powiatowy policji z Malborka Piotr M. zeznał przed sądem: „Za obietnicę wyjścia z aresztu zgodziłem się ześwinić i obciążyłem panią Ostrowską. Celowo i świadomie zeznałem w prokuraturze nieprawdę. Zostałem instrumentalnie wykorzystany do zniszczenia jej [Ostrowskiej] życia. Z tym piętnem będę żył do końca”.
– Siedziałem w areszcie w Kielcach, na przesłuchania wozili mnie do Krakowa, do Prokuratury Apelacyjnej – opowiada Piotr M. – Pani prokurator urabiała mnie. Pytała, czy widziałem w telewizji, jak źle wygląda były poseł Pęczak [właśnie wypuszczony z aresztu]. Mówiła, że jestem przecież rozsądny, szkoda lat za kratami, lepiej wrócić do domu. Częstowała kawą, pozwalała palić. Zbliżała się konfrontacja z panem K., Królem Sztumu, miałem potwierdzić, że pośredniczyłem w przekazywaniu łapówki pani poseł.
Twierdzi, że wtedy wszystko na chłodno przemyślał. Jeśli obciąży Ostrowską, i tak nic jej nie zrobią, bo chroni ją immunitet, a on sam wyjdzie z aresztu. I tak się stało. Ale w 2007 r. Małgorzata Ostrowska przegrała wybory, straciła immunitet i trafiła na ławę oskarżonych. Po zmianie zeznań byłego komendanta, a także jego zastępcy i samego Króla Sztumu (oświadczył, że nie dał jej 100 tys. zł, a jedynie 5 tys. i wcale nie jest pewien, czy ona te pieniądze wzięła), sytuacja procesowa byłej posłanki się poprawiła. Znajomi doradzają, że jeśli zostanie uniewinniona, powinna złożyć pozew o zadośćuczynienie. – Jeszcze nie wiem, czy tak zrobię – mówi Ostrowska. – Mam świadomość, że trudno będzie dowieść prokuraturze, iż działała bezprawnie.
Na swoich stronach internetowych Prokuratura Apelacyjna w Krakowie prostuje doniesienia, jakoby wymusiła fałszywe zeznania na Piotrze M. „Wymuszenie – w postaci obietnic czy nacisków – nie miało miejsca, zaś powoływanie się na nie, jak należy domniemywać, stanowi przyjętą taktykę obrończą”.
W gruncie rzeczy, jak świat światem, na sali sądowej zmagają się zawsze dwie taktyki: obrończa i oskarżycielska. W ramach tej drugiej obietnice i naciski – mimo odżegnywania się prokuratury – są przecież stosowane, należą do podręcznego arsenału środków. Istotne jest, czy pani prokurator z Krakowa, dogadując się z oskarżonym Piotrem M. w sprawie jego wyjaśnień, miała świadomość, że ten niezgodnie z prawdą opisze okoliczności. Jeżeli tak, to działała bezprawnie.
Prokurator generalny Andrzej Seremet: – Określenie przesłanki bezprawności nie jest łatwe, ponieważ istnieje pełna swoboda w ocenie materiału dowodowego przez prokuratora. Należy jasno wykazać, że prokurator w sposób oczywisty naruszył przepisy prawa, występował wbrew obowiązującej normie.
Prokurator się ubezpiecza
Prokuratorzy tworzą silną korporację. Obowiązują w niej niepisane reguły wzajemnej solidarności, ich złamanie naruszyłoby ustalony porządek rzeczy. Być może to jest główny powód, że jeszcze nigdy żaden prokurator nie wystąpił przeciwko koledze z firmy z pozwem roszczeniowym o zwrot odszkodowania zasądzonego osobie niesłusznie oskarżonej i aresztowanej.
Interesów Skarbu Państwa strzeże powołana właśnie w tym celu Prokuratoria Generalna. Dlaczego więc ta instytucja sama nie składa tzw. roszczeń zwrotnych w sprawie wypłaconych odszkodowań? – Możemy być w takich sprawach stroną, ale tylko po spełnieniu dwóch przesłanek – mówi prezes Prokuratorii dr Marcin Dziurda. – Po pierwsze, jeśli suma odszkodowania przekracza 75 tys. zł. I po drugie, jeśli wpłynie do nas wniosek prokuratora okręgowego. Taki wniosek nigdy jednak nie wpłynął.
W resorcie sprawiedliwości przynajmniej od roku trwają prace nad przygotowaniem projektu nowelizacji art. 557 kodeksu postępowania karnego. Przepis ma brzmieć precyzyjniej i ułatwiać podejmowanie decyzji o roszczeniach wobec funkcjonariuszy publicznych. Jednocześnie w środowisku prokuratorskim trwa debata o wprowadzeniu obowiązkowego ubezpieczenia oskarżycieli od błędnych decyzji. Na razie nowelizacji jeszcze nie przygotowano i ubezpieczeń nie wprowadzono. Za błędy i złą wolę prokuratorów wciąż płacą podatnicy.