Kiedyś w rankingach obok ich nazwisk widniały wielomilionowe sumy, które zgromadzili na kontach. Należeli do najbardziej ustosunkowanych ludzi w kraju. Ale gdy znaleźli się na liście, na której, zamiast milionów, obok ich nazwisk pojawiły się paragrafy kodeksu karnego, z pomocą przyszli im przede wszystkim najbliżsi. Nie tylko ze względu na rodzinne uczucia. Za ukrywanie ściganego lub udzielenie mu pomocy grozi do 5 lat więzienia. Na karę naraża się nawet ten, kto tylko spotka się z osobą poszukiwaną i nie poinformuje o tym organów ścigania. Nie dotyczy to jednak dzieci, rodziców i małżonków zbiegów. Tylko oni mogą bezkarnie pomagać poszukiwanemu na wszelkie sposoby. Także przejmując prowadzenie jego biznesów.
Polonijny biznesmen
Gdy Edward Mazur trafił na policyjną top listę ściganych, siostra biznesmena Anna, która jako jedyna z jego bliskich mieszka w Polsce (ich rodzice i pozostała piątka rodzeństwa nie żyją), przekonywała dziennikarzy, że postawienie mu zarzutów „to wielka krzywda”, bo brat „nie mógłby zrobić niczego złego”. Prosiła jednak, by nie ujawniać nazwiska, które nosi po mężu: ona Edzia się nie wstydzi, ale musi myśleć o swoich dzieciach i wnukach.
Pozostali członkowie rodziny Mazura mieszkają w USA. Gdy amerykański sąd rozstrzygał wniosek o jego ekstradycję do Polski, ruszyli mu z odsieczą. Żona Anna przekonywała sędziego, że mąż jest szanowanym obywatelem; na dowód przedstawiała jego korespondencję z wysoko postawionymi osobami. Syn Michael mówił o ojcu: „Nauczył mnie jednego: nigdy nie łamać prawa”. Podobnie twierdził drugi syn Derek. Świadkiem była nawet eksżona biznesmena Barbara, także emigrantka z Polski, z zawodu fryzjerka, pod której nazwiskiem Mazur prowadził swoje pierwsze interesy w Polsce.