Kraj

Ukryte dzieci

Gdzie są dzieci Komorowskiego

Komorowscy w komplecie. Na dole Anna i Bronisław, na górze od lewej: Tadeusz, Zofia, Elżbieta, Piotr i Maria Komorowscy w komplecie. Na dole Anna i Bronisław, na górze od lewej: Tadeusz, Zofia, Elżbieta, Piotr i Maria Archiwum prywatne
Bronisław Komorowski z dumą powtarzał w kampanii, że ma aż pięcioro dzieci. Sztab bardzo się jednak starał, aby wyborcy nie mogli ich zobaczyć. Dlaczego?

W przeddzień drugiej tury wyborów prezydenckich najstarsza córka kandydata Komorowskiego wraz z innymi wolontariuszami Klubu Inteligencji Katolickiej biegała z szuflą między domami zniszczonymi przez powódź. Parę dni wcześniej także jej brat skrzyknął dwójkę przyjaciół, wsiedli w samochód i pojechali na tereny powodziowe. Chodzili tam od domu do domu, oferując pomoc, a ludzie, którzy skorzystali, nie mieli pojęcia, kto sprząta szlam i wrzuca do kontenera resztki ich dobytku.

Takie dzieci można by doskonale wykorzystać marketingowo w kampanii. Cała piątka – Zofia (rocznik 1979), Tadeusz (1981), Maria (1983), Piotr (1986) i Elżbieta (1989) – angażuje się społecznie. Żadnych wpadek z narkotykami, żadnych ekscesów obyczajowych. Syn poluje jak (niegdyś) ojciec, ale tylko na króliki. Wśród córek zdarzył się jeden epizod wegetarianizmu, ale dawno temu. Zagrożenie, że kandydat, a być może prezydent, będzie się musiał tłumaczyć ze skandali obyczajowych dzieci jak George Bush, było minimalne. – Sięgnięcie po rodzinę to niekiedy ryzykowny, ale z reguły skuteczny zabieg, który może przełamać negatywny trend – mówi dr Sergiusz Trzeciak, politolog i prawnik, specjalista od marketingu politycznego z Collegium Civitas. – W kampanii w 2005 r. za pomocą billboardu z córką, zięciem i wnuczką udało się skutecznie ocieplić wizerunek Lecha Kaczyńskiego. W Wielkiej Brytanii, w wyborach na niższym szczeblu, wykorzystano niegdyś nawet żonę i dzieci sąsiada, bo kandydat nie miał własnej rodziny.

Tym razem do mediów nie wyciekły jednak żadne przypadkowe zdjęcia Komorowskich. Zamiast tego sztab wyborczy rozsyłał do redakcji listy, w których domagał się, aby o dzieciach nie pisać w ogóle. Bronisław Komorowski już na początku kampanii poinformował bowiem swój sztab, że po rodzinnej naradzie podjęto wspólnie decyzję: dzieci się nie fotografują, nie firmują kampanii. Do zdjęć stanie żona, a dzieci przygotują, wydrukują, zawiozą, przeniosą, co trzeba, przed wiecem. Ale w spotach, plakatach, w mediach, na scenie za kandydatem – będą nieobecne.

Gdy sondaże pokazały wahnięcie nastrojów, a nawet możliwość wygranej konkurenta, sztab zaczął się denerwować. Bratanica kontrkandydata Marta Kaczyńska pojawiła się już na wielu okładkach, opowiadając o rodzinnych talentach stryja. Kandydata PO wsparła więc jego matka, a czworo młodych Komorowskich zapozowało z ojcem do jednego wspólnego zdjęcia, które potem wywieszono w Internecie. Najstarsza, Zofia, nawet na tym zdjęciu nie wystąpiła.

Podczas ogłoszenia zwycięskich wyników młode pokolenie Komorowskich nawet nie pogratulowało ojcu – przyszłemu prezydentowi Rzeczpospolitej – przed kamerami.

Oni

Przyjaciele rodzeństwa mówią, że pierwszym powodem, dla którego dzieci nie pokazały swoich twarzy w kampanii, była ich niechęć do budowania własnej kariery na pozycji ojca. Od lat robią wiele, by ich nie kojarzono ze znanym politykiem o tym samym nazwisku. Żeby uciąć spekulacje, że cokolwiek zawdzięczają jego stanowisku.

Prof. Michał Ginter, który pracował z trzecią córką Komorowskich, Marią, w Przymierzu Rodzin, katolickiej organizacji funkcjonującej podobnie jak harcerstwo, wspomina, że dla dzieci Bronisława trudny był już początek lat 90. Przed ich domem po raz pierwszy stanął ochroniarz i limuzyna. Zwyczajnie się wstydzili.

Już wtedy w kręgu ich znajomych, wśród kolegów z Przymierza czy KIK, nie wypadało posiadać za wiele. A grupa była ważnym punktem odniesienia. Znajomości od wczesnej podstawówki aż do końca liceum albo dłużej, wspólne wyjazdy, wspólne projekty, spontaniczne akcje pomocowe. Trzeba było zorganizować obóz wakacyjny dla upośledzonych dzieci, to organizowali. Siąść do maszyny i uszyć flagi na święto państwowe – to siadali. Posprzątać klasztor na Ukrainie – zrobione. Dziesiątki tego rodzaju aktywności.

Starsze córki weszły w to głębiej. W organizacjach pozarządowych pracowały najpierw jako wolontariuszki, z czasem na etatach. – Część studentów kierunków społecznych ma taki typ wrażliwości społecznej, że nie widzi się po studiach w pracy w sektorze komercyjnym. Tak jest z Marią – mówi dr Marek Rymsza, jej dawny wykładowca i opiekun w czasie studiów na Uniwersytecie Warszawskim. Córki cieszą się dziś w sektorze pozarządowym renomą niezależną od nazwiska ojca.

Współpracownicy Marii w większości nie wiedzieli, że jest córką marszałka Sejmu. W wydawnictwie prawniczym C.H. Beck kręcą dziś z niedowierzaniem głowami, że ten Tadzio, który do nich przychodził na praktyki, to prezydencki syn. W prywatnej uczelni im. Łazarskiego pytano młodego Komorowskiego raczej o to, czy nie jest krewnym wykładowcy o tym samym nazwisku, i było widać – wspominają znajomi – jak ogromną ma satysfakcję, że może zaprzeczyć. – A kiedy na egzaminie pytający pochwalił działalność polityczną jego ojca, co mogło, choć nie musiało, oznaczać jakąś większą przychylność, Tadeusz bardzo się zdenerwował – opowiada Łukasz Koźbiał, przyjaciel Tadeusza od czasu studiów. – Zażądał pytania bez forów i wyszedł z oceną dostateczną.

Według przyjaciół, dzieci nie były zachwycone, że ojciec startuje na prezydenta. Że będzie to samo, co dotąd, tylko bardziej. Cała ta kampania stała się w rozmowach z nimi trochę tematem tabu. Nie to – dodają przyjaciele – by były przeciwne kandydowaniu ojca w ogóle. Chodziło raczej o ich determinację, by nie pozwolić zmienić sobie życia. I o zrozumiały strach, czy to w ogóle może się udać.

Służby

Zgodnie z ustawą o Biurze Ochrony Rządu, dorosłe dzieci prezydenta nie podlegają ochronie, nie będą więc musiały ciągać za sobą wszędzie oficerów. Do tej ustawy jest jednak i rozporządzenie, które obliguje ministra spraw wewnętrznych, by taką ochronę zarządzić w sytuacjach szczególnych, takich jak np. narodziny prezydenckiego wnuka. Ale też próba zrobienia z krzaków zdjęcia któremuś z prezydenckich dzieci. Logika służb: nie ma pewności, że to nie jest dokumentacja na potrzeby kogoś, kto chce zaszkodzić prezydentowi, więc postępujemy, jakby to było właśnie to.

Dorosłe dzieci prezydenta zostaną też poproszone, aby zgłaszały pracownikom BOR wszelkie zakupy z Internetu, bo paczkę trzeba sprawdzić. By uważały na to, co piją i jedzą w miejscach publicznych, bo ktoś może im coś dosypać.

Zbadany zostanie każdy sygnał o ich niewłaściwych kontaktach towarzyskich. Bo przecież za pośrednictwem dziecka ktoś może chcieć załatwić sobie coś u prezydenta. (Przykład działań ochronnych BOR: powzięto informację, że narzeczony córki ważnego urzędnika jest wielokrotnie karanym przestępcą. Przemawianie córce do rozsądku nic nie dało. Tak się więc przypadkiem zdarzyło, że na drodze życiowej tej dziewczyny stanęło kilku oficerów BOR i jeden się jej spodobał).

Poza tym: każdy anonim z groźbami wobec prezydenta spowoduje, że jego rodzina zostanie objęta dodatkową ochroną. Dzieci usłyszą: domniemane zagrożenie należy traktować, jakby było realne.

Przyjaciele dzieci Komorowskich podkreślają, że celebryctwo, pierwsze strony gazet to nie są sprawy, które stanowiłyby dla nich jakąś wartość. Ale gdyby nawet miały ochotę udzielać się w mediach, ochrona by im to odradzała. Każde pojawienie się publiczne prezydenckiego potomka zwiększa szanse, że potomek zostanie zapamiętany i później tropiony przez jakiegoś wariata. Grzegorz Rybicki, który od lat reprezentuje „Super Express” w procesach o ochronę dóbr osobistych, dodaje też, że każde dobrowolne udzielenie wywiadu przez osobę, co do której nie jest jasne, czy uznawać ją za publiczną, czy nie – poszerza pole działania tabloidów. Jeśli ktoś raz opowiedział o własnej ciąży i porodzie, gazety nie będą więc miały skrupułów, by ciągnąć dalej te wątki, nawet już bez zgody bohatera. Spirala się nakręca.

Prezydent, doświadczony w polityce, musiał mieć tego świadomość. Nawet jeśli – zważywszy na pomysł z dalszym zamieszkiwaniem w kamienicy – nie do końca zdawał sobie sprawę, jak duża będzie to zmiana. I to jest drugi, być może najważniejszy powód, dla którego tak konsekwentnie trzymano dzieci w ukryciu.

Protokół

Jan Wojciech Piekarski, były ambasador i specjalista od protokołu dyplomatycznego, podkreśla, że w demokracjach, inaczej niż w monarchiach, dzieci prezydenta są osobami prywatnymi. Nie jest praktykowane, żeby towarzyszyły rodzicom w oficjalnych wizytach, wyjąwszy spotkania z Ojcem Świętym w Watykanie. Nawet jeśli prezydent nie ma małżonka, nie zdarza się, żeby dziecko stawało w takiej roli: protokół przewiduje, jak podjąć głowę państwa bez małżonka.

Ale to nie oznacza, że dziecko prezydenta jest człowiekiem wolnym. Piekarski tłumaczy, że np. każda działalność polityczna dziecka będzie dla głowy państwa kłopotliwa. Jeśli media podchwycą, że córka lub syn prezydenta zjawili się na jakimś wiecu, prezydent będzie zmuszony tłumaczyć przez swojego rzecznika, że poglądy potomków są ich prywatną sprawą. Im częściej muszą padać takie wyjaśnienia, tym gorzej.

A w tej kwestii młodzi Komorowscy mają własne przekonania. Cała piątka jest czuła na sprawy wolności obywatelskiej. Siostry pracowały przy organizacji koncertów nagłaśniających łamanie praw człowieka na Białorusi. Rozlepiały plakaty, organizowały scenę, muzyków, manifestacje poparcia. Tadeusz Komorowski był na Ukrainie w czasie pomarańczowej rewolucji i znajomi pamiętają, że pojechał tam nocnym pociągiem, bo to był najtańszy wariant. Już mu nie będzie wolno. Tadeusz ma też zwyczaj, żeby wsiąść w auto, pojechać, gdzie oczy poniosą, i postawić namiot przy drodze – w Polsce czy na Kresach, które interesują go bardziej niż Zachód. To też już raczej nie będzie możliwe.

Z punktu widzenia ochrony wycieczka syna prezydenta pociągiem na Ukrainę albo na granicę z Białorusią byłaby katastrofą. Bo co? Oficerowie BOR będą towarzyszyć mu w pociągu, w sąsiednim wagonie? Będą szarpać się z pogranicznikami, którzy będą się szarpać z prezydenckim dzieckiem?

To może być trzeci powód, dla którego warto rodzinę schować.

Przyszłość

Specjaliści od protokołu dyplomatycznego, specjaliści od ochrony najważniejszych osób w państwie, nawet specjaliści od marketingu politycznego zgodnie podkreślają, że im mniej rzuca się w oczy prezydencka rodzina, tym lepiej.

Z drugiej strony, jeśli dzieci ważnej osobistości nie pokazują się publicznie, może to budzić podejrzenia – bo dotąd starano się ukrywać takie dzieci, które przysparzały problemów. Jak w przypadku premiera Leszka Millera; nawet koledzy polityka z SLD pytani o premierowskiego syna zasłaniali się tajemnicą. Do mediów wyciekało tymczasem a to, że junior prowadzi niejasne interesy finansowe, a to, że nie potrafi opanować emocji względem swojej rodziny i kończy się wizytą policji. Polityczne otoczenie Lecha Wałęsy trudno było namówić na rozmowę o synach, gdy Przemysław został oskarżony o jazdę po spożyciu alkoholu, a Sławomir o notoryczne łamanie przepisów i zabawowy styl życia.

Im mocniej pierwszoplanowy polityk ukrywa swoje dzieci, tym bardziej media starają się czegoś dowiedzieć.

Jednocześnie kampanie wyborcze w Polsce będą się coraz bardziej upodabniać do tych zachodnich. – Rodzinę pokazuje się w kampanii, bo to ludzi interesuje. Politycy, którzy odwołują się do wartości rodzinnych, uwiarygodniają się w ten sposób. Przypadek dzieci Komorowskich nie odwróci tego trendu – mówi dr Sergiusz Trzeciak. I dodaje, że na poziomie polityki lokalnej trend jest już zauważalny, choć sedno sprawy może nieco inne. Politycy, wydając pieniądze na kampanię, nierzadko promują jednocześnie własne dorosłe dzieci, choć nie po to, żeby samemu odnieść korzyści, ale raczej po to, żeby korzyści odniosły te dzieci. Być może więc takie ukrycie rodziny należałoby zapisać politykowi na plus? Bo może ma ona dla niego naprawdę dużą wartość, skoro nie jest na sprzedaż.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną