Kraj

Ludowcy na dwie strony

PSL nikogo nie poprze w drugiej turze

Ostatecznie Polskie Stronnictwo Ludowe pozostawiło wyborcom Waldemara Pawlaka decyzję na kogo oddadzą głos w drugiej rundzie.

Najpierw kierownictwo partii przyjęło do wiadomości – mówiąc eufemistycznie – porażkę swojego prezesa odrzucając votum nieufności wobec niego, a potem wydało wyrok salomonowy: każdy kandydat jest dobry. Dobry, ponieważ „bardzo poważnie” obydwaj odpowiedzieli na „kilka kluczowych pytań”, jakie otrzymali od Waldemara Pawlaka. Obydwaj, jak można było przeczytać w specjalnym komunikacie, zaprezentowali ponoć „umiarkowane i centrowe postawy”, „jednoznacznie zadeklarowali o wsparciu polskiej własności”, „poparli pomysł o obniżeniu podatków dla osób o niskich dochodach” i tak dalej.

W ten sposób ludowcy potwierdzili, że znaleźli się w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Chcą pozostać w grze, choć karty mają w tej chwili słabe, a nawet coraz słabsze, co potwierdza osiągnięty wynik ich kandydata w wyborach prezydenckich, a także sondaże, które przepowiadają, że w najbliższych wyborach parlamentarnych mogą mieć trudności, by dotrzeć do Sejmu. Z jednej strony ich elektorat w sposób dość naturalny, ideowy i emocjonalny, bliższy jest – co potwierdza wielu polityków PSL – Jarosławowi Kaczyńskiemu, a sama partia – co wynika z układu koalicyjnego – Bronisławowi Komorowskiemu.

Jakiekolwiek zdecydowane pójście w tym przypadku za sympatiami elektoratu oznaczałoby złamanie koalicyjnej lojalności, a może nawet wprowadziłoby koalicję w jakiś zasadniczy kryzys, na co PSL w tej chwili po prostu nie stać. Doprowadziłoby to do furii aparat partii, który jest beneficjentem „podziału łupów” władzy, skazało Pawlaka i kolegów na hazardową politykę między obrażoną PO i czyhające na elektorat ludowców PiS. A jeszcze do tego z boku czeka na swoje szanse SLD, który wyrasta jako główna, konkurencyjna wobec PSL, siła polityczna, w tym sensie, że zyskuje – jak się wydaje – przymioty poważnego partnera do zawiązania koalicji z Tuskiem.

Druga strona medalu jest taka, że PSL także nie chce zatracić swoich zdolności koalicyjnych, chce pozostać ponętną na przyszłość narzeczoną zarówno dla PO jak i dla PiS. I liczyć, że wzmocni tę zdolność tak dzięki wyborom samorządowym jak i wreszcie parlamentarnym; z wiarą, że zawsze jakoś próg wyborczy przekraczał, mimo hiobowych wieści, że swoją historię, jako ostatnia partia klasowa, już dawno zakończył.

Tak więc PSL zadał obydwu kandydatom pytania, na które otrzymał odpowiedzi, których się spodziewał, bo i kontrahenci dobrze wiedzieli na czym polega ta rozgrywka. Dostarczyli Pawlakowi ideowego alibi, chyba z poczuciem, że niewiele więcej każdy z nich mógł utargować. Kaczyński może być zadowolony, że elektorat PSL nie został zdopingowany przeciwko niemu, więc swoje weźmie, a Komorowski dlatego, że konkurent nie dostał jednoznacznego wsparcia, więc coś tam ekstra też dostanie. I to by było na tyle.

Po wyborach gra zacznie się od nowa, a Waldemar Pawlak nie przestanie kalkulować i rachować. Dodać tylko warto, że nie jest to jakiś wypadek szczególny, w końcu wszyscy kombinują.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną