Projekt ustawy w tej sprawie trafił do komisji w połowie lutego, po pierwszym czytaniu w Sejmie. Przy zachowaniu dobrego tempa prac w parlamencie wprowadzenie obowiązkowych parytetów przed jesiennymi wyborami byłoby więc możliwe. Tym bardziej, że poprawki, które trzeba wprowadzić do istniejących ordynacji wyborczych, są w gruncie rzeczy proste, jednozdaniowe.
W kampanii prezydenckiej kwestia parytetów jednak w ogóle się nie pojawia. Dzieje się tak mimo iż szefową sztabu Jarosława Kaczyńskiego - jednego z dwóch głównych kandydatów - jest Joanna Kluzik-Rostkowska, zdeklarowana zwolenniczka tego rozwiązania. Podniesienie kwestii parytetów dobrze zrobiłoby klimatowi samej kampanii, zdominowanej przez przeszłość. Byłoby też dobrą okazją dla pani posłanki do udowodnienia, że u boku PiS-owskiego kandydata na prezydenta pojawia się nie tylko jako maskotka ocieplająca wizerunek.
Jeśli zmiany w prawie nie zostaną uchwalone, będzie to okazja, aby sprawdzić prawdomówność tych polityków, którzy co prawda od początku byli przeciwni wpisywaniu parytetów do ustawy, ale wielokrotnie publicznie oświadczali, że udział kobiet w polityce bardzo leży im na sercu. Będą mieli szansę się wykazać przy konstruowaniu partyjnych list kandydatów.
To jednak marna pociecha. Wciąż pozostaje nadzieja, że mobilizacja w Sejmie nastąpi. Zbieranie 100 tysięcy podpisów pod projektem przez wiele tygodni też szło dość ślamazarnie. Ruszyło z kopyta dopiero na ostatniej prostej, kilka dni przed ostatecznym terminem złożenia u marszałka Sejmu list z podpisami. Może taka nasza polska natura, może i w Sejmie prace przyspieszą, gdy wydawać się będzie, że jest za późno. Kolejne posiedzenie komisji poświęcone parytetom zaplanowano na czwartek.