"Ty mała gnido, odczep się ode mnie. Nie chcę mieć nic wspólnego z takim złodziejem i krętaczem jak ty, kurduplu. Dla kariery zrobisz wszystko wsza j… Mam nadzieję, że niedługo wylądujesz w pierdlu”. Taki esemes odebrał były dowódca GROM gen. Roman Polko w czwartek 26 lutego 2010 r. Esemes najprawdopodobniej był komentarzem do wywiadów ze środy 25 lutego, w których Polko przekonywał, że obecny dowódca GROM płk Dariusz Zawadka powinien odejść z jednostki. Środowe wywiady nawiązywały z kolei do artykułu z wtorku „Wojna w GROM”. „Rzeczpospolita” opisała w nim konflikt między obecnym dowódcą GROM a oficerem, którego ów dowódca pozbawił stanowiska szefa jednej z grup bojowych. Pod adresem płk. Zawadki pojawiły się również zarzuty o nepotyzm i nieprawidłowości w GROM.
Prawdziwa wojna rozpętała się więc dwa dni po tym, jak ją zapowiedziano, a może wywołano. A repertuar użytych środków nie ograniczył się tylko do oficjalnych zawiadomień do prokuratury, ale eskalował: od obraźliwych esemesów, poprzez głuche telefony, do przeciętych opon. Interweniować musiał minister obrony narodowej i szef Sztabu Generalnego. Włączyła się Żandarmeria Wojskowa, a prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego zażądało wyjaśnień.
Główni bohaterowie tej historii nie musieli sobie za dużo wyjaśniać, bo dobrze wiedzieli, o co chodzi. Jeszcze jakiś czas temu byli kolegami, a nawet przyjaciółmi. Służyli w jednej jednostce, niektórzy razem szli w ogień. Dlaczego wtedy umieli grać w jednej drużynie, a teraz wzajemnie i publicznie się wykańczają?
Na kłopoty parasol
GROM, jak sugeruje nazwa, powstał, żeby znienacka, ale z dużą skutecznością, uderzać w cel. Na początku celem miała być zorganizowana przestępczość, z którą milicja przemianowana na policję kompletnie sobie nie radziła.