Maj ukończył prawo na UMCS w Lublinie. W 2001 r. został współzałożycielem, a potem szefem Stowarzyszenia Fair Play, którego celem jest ułatwienie młodym ludziom dostępu do zawodów prawniczych. Z projektem ustawy otwierającej korporacje prawnicze Fair Play dotarło do polityków PiS: Przemysława Gosiewskiego i Zbigniewa Ziobry.
Dzięki ich wsparciu ustawa została w 2005 r. przyjęta przez Sejm (w 2006 r. częściowo zakwestionował ją Trybunał Konstytucyjny). To zachęciło Maja do zaangażowania się w politykę – jesienią 2005 r. wystartował z listy PiS w wyborach do Sejmu. Bez powodzenia.
Jednak jeszcze w czasie, gdy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński, zaczął pracować w podległym stołecznemu ratuszowi Ośrodku Sportu i Rekreacji Warszawa – Wola. Potem krótko zatrudniony był w prywatnej firmie, by w końcu - w wieku 26 lat - objąć posadę szefa departamentu prawnego jednej z największych spółek Skarbu Państwa – Totalizatora Sportowego. On sam twierdzi, że zatrudniono go po to, by uporządkował zabagnione sprawy związane z obsługą prawną TS.
Tymczasem wkrótce potem wydelegowany został do działającego przy ministerstwie finansów zespołu pracującego nad projektem ustawy o grach losowych. Miał zabiegać o to, by zapisano w niej jak najniższe podatki od wideoloterii – których wprowadzenie planował Totalizator. Dziś wiadomo, że urządzenia do obsługi wideoloterii dostarczyć miała amerykańska firma G-Tech – kontrakt opiewać miał na blisko 1,5 mld dolarów. Według polityków PO Maj był tylko pionkiem w grze, która ostatecznie doprowadzić miała do realizacji kontraktu między TS a G-Tech.
Tą tezę potwierdzać mogą słowa Maja, które wypowiedział przed komisją śledczą ds. afery hazardowej. Poseł Jarosław Urbaniak (PO) dopytywał młodego prawnika, czemu w piśmie, które skierował do ministerialnego zespołu pracującego nad ustawą, napisał, że zorganizowanie przez TS przetargu na system wideo loterii jest niemożliwe ze względu na umowę z firmą G-Tech.