Decyzja gdańskiej prokuratury apelacyjnej o ekshumacji szczątków Krzysztofa Olewnika (ofiary głośnego porwania z 2001 r.) wywołała sensację.
Po pierwsze, powód. Ponoć właśnie odkryto, że popełniono błędy w badaniach DNA i wcale nie jest pewne, że w grobie spoczywa właściwa osoba. Po drugie, skargi rodziny Olewników, że nie pozwolono im po odnalezieniu ciała Krzysztofa w 2006 r. uczestniczyć w oględzinach. Po trzecie wreszcie, że do badań DNA pobrano kość niewiadomego pochodzenia. Pojawiają się spekulacje, że skoro to nie Krzysztof, to w takim razie wszystko, co do tej pory ustalono, bierze w łeb. Sprawcy nie są sprawcami. Ofiara nie jest ofiarą. Kompletny chaos!
A jakie są fakty, bo tym akurat media nie zaprzątają sobie głowy? Na swoim blogu Sylwester Latkowski (współautor wraz z wyżej podpisanym książki „Olewnik. Śmierć za 300 tysięcy”) ujawnia, że niezależnie od badań DNA sekcja wykazała, że szczątki ludzkie wykopane w lesie pod Różanem bez wątpienia były zwłokami Krzysztofa Olewnika, bo posiadały charakterystyczne ubytki stomatologiczne, prawostronne skrzywienie przegrody nosa i inne cechy umożliwiające identyfikację bez ryzyka błędu.
Prokurator Piotr Jasiński, który doprowadził do ujawnienia miejsca ukrycia zwłok i oskarżył kilkanaście osób o udział w porwaniu i morderstwie, ujawnia w rozmowie z „Polityką”, że to nie on odżegnywał rodzinę Olewników, aby nie oglądali ciała swojego brata i syna. – Powiedziałem im, że zwłoki są w stanie dramatycznym, i że prawdopodobnie to Krzysztof, ale pewności nabierzemy dopiero po badaniu DNA – mówi. – Oświadczyli, że nie chcą oglądać. W końcu jedna osoba z rodziny, niejako delegat pozostałych, dokonała jednak oględzin (prawdopodobnie był to jeden z zięciów Włodzimierza Olewnika – przyp. aut.). I tak się stało.
Pobieranie materiału do badań DNA i późniejsza sekcja zwłok były rzetelnie udokumentowane: sfilmowane i opisane. Podejrzewanie, że doszło do jakiejś manipulacji, to wytwór, delikatnie mówiąc, niezdrowych emocji.
W takim razie, dlaczego ta sprawa pojawia się akurat teraz? Gdańska prokuratura właśnie po raz kolejny przedłużyła o pół roku śledztwo w sprawie porwania Olewnika i w sprawie nieprawidłowości w poprzednich postępowaniach. Za wszelką cenę musi pokazać, że idzie do przodu, że ciężko pracuje, że odkrywa nowe, nieznane fakty.
Najpierw - kilka dni temu - postawiła zarzuty Grzegorzowi Korytowskiemu, byłemu działaczowi SLD z Sierpca, teraz wystrzeliła z ekshumacją. Przypomnijmy, że Korytowskiemu zarzucono wyłudzanie od Olewników pieniędzy za rzekome informacje o sprawcach. Co ciekawe miał wyciągnąć 160 tys. zł, dokładnie tyle, na ile Olewnikowie oszacowali wysokość kwot wyłudzonych od nich przez Eugeniusza D., przedstawiciela sierpeckiego półświatka, za informacje, które okazały się nie warte funta kłaków.
Z naszej wiedzy wynika, że Eugeniusz D. po latach zmienił swoje zeznania i obciążył Korytowskiego, na zasadzie: to nie ja brałem, to on. Wiedział, że śledczym bardzo na tym zależy. Kiedy mówił prawdę, teraz, czy wówczas, gdy przesłuchiwano go pierwszy raz? Innych dowodów w sprawie Korytowskiego prokuratura nie zgromadziła. Przed sądem były działacz SLD przedstawi zapewne stenogramy nagranych rozmów jakie prowadził z Włodzimierzem Olewnikiem (nagrywał je sam Olewnik) i gdzie wyraźnie stwierdzał, że nie chce żadnych pieniędzy i pomaga bezinteresownie. Mało tego, namawiał Włodzimierza Olewnika, aby nie dawał wiary i nie płacił Eugeniuszowi D.
Doprowadzając do ekshumacji gdańscy prokuratorzy być może chcą pokazać, że ich poprzednicy z prokuratury olsztyńskiej to partacze. Taki scenariusz pasuje do układanki – wszyscy, którzy przez lata prowadzili śledztwo w tej sprawie byli nieudolni, albo wręcz sami uczestniczyli w spisku na życie Krzysztofa. Nawet ci z Olsztyna, którzy znaleźli ciało, ujawnili sprawców i doprowadzili do ich skazania. Jedyni sprawiedliwi to ci, którzy teraz pracują w pocie czoła, aby ujawnić prawdę. Co prawda, niewiele im się, jak do tej pory, udało. Chcieli trzymać w areszcie przyjaciela ofiary, Jacka Krupińskiego – sąd go wypuścił, bo uznał, że nowych dowodów przeciwko niemu brak. Co teraz chcą wykazać? Że Krzysztof żyje, a pochowano kogoś innego?
To powrót to pierwszej tezy śledczych z 2001 r. – nie było porwania, ale samouprowadzenie. Rodzina Olewników, która przez lata toczyła boje, aby obalić tę wersję, wróci teraz do punktu wyjścia.
Twierdzę, że horror jakiego jesteśmy świadkami, to wyłącznie gra pozorów. W gruncie rzeczy nic się nie zmieni. Nowe badania DNA najprawdopodobniej potwierdzą, że w grobie spoczywa jednak ciało Krzysztofa. Emocje opadną. Na krótko, bo zaraz pojawi się nowy sensacyjny wątek (np. udział w spisku ukrytych dotychczas w cieniu postaci, najlepiej z pierwszych stron gazet), którym będzie można przez jakiś czas karmić złaknioną sensacji publiczność. I tumanić już i tak zagubioną w tym wszystkim rodzinę Olewników. Doradzanie, żeby nad tą trumną zachowywać się ciszej, nie ma większego sensu, bo poczucie rozsądku przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.