Platforma Obywatelska niemal nic nie straciła w sondażach po tzw. aferach hazardowej i stoczniowej, ale w kilku już badaniach wyraźnie obniżyły się prezydenckie szanse Donalda Tuska. Najbardziej zatem sprawny polityk Platformy, który kilkoma ryzykownymi, acz brawurowymi posunięciami łagodził skutki działań swoich niezręcznych kolegów, został ukarany. Bez Tuska nie ma Platformy, co nie jest nowością, ale ostatnio zostało jeszcze raz dobitnie potwierdzone. Niemniej notowania premiera spadły, trochę wzrosło Lechowi Kaczyńskiemu, wysoko szybuje Włodzimierz Cimoszewicz, który ani nie chce, ani nie musi, a wyraźnie rośnie liczba wyborców, którzy wymieniają kandydata o dość dziwnym nazwisku Niewiem.
Szukając rozwiązania tego paradoksu, można stwierdzić, że o ile dla Platformy nie ma alternatywy, jeśli chodzi o powstrzymanie PiS, o tyle Tusk już nie jest taki bezalternatywny; może być Cimoszewicz, może Olechowski, może Niewiem albo Niepójdę. Tusk został też ukarany niejako zastępczo, tak jak w przypadku niskich notowań jego gabinetu, na zasadzie: od Platformy nie można odstąpić, no bo PiS, ale w którymś miejscu trzeba w końcu wyrazić swoje niezadowolenie i rozczarowanie. Niech to będzie Tusk i rząd. I wreszcie, zdaje się, że wyborcy wzięli sobie do serca to, co mówi sam Tusk, pytany o prezydenturę: każdy, byle nie Kaczyński. Jeśli prezydentem ma być pan Niekaczyński, to niekoniecznie musi być to Tusk. Logiczne? Logiczne.
Mało kto uwierzył Cimoszewiczowi, że rezygnuje z kandydowania. Trudno sobie też wyobrazić, aby dotychczasowi zwolennicy Tuska nagle przerzucili swoje sympatie na obecnego prezydenta, z którego dotąd się wyśmiewali. Gra toczy się o te 20 proc., jakie dzieli popularność Platformy od notowań Tuska – kto tam wskoczy? Kaczyński też nie bierze na razie całej puli, jaką zbiera PiS.