Kraj

Buspas, czyli wojna

Drogowy chaos w polskich miastach

Korek w centrum Łodzi Korek w centrum Łodzi Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Warszawa utknęła w gigantycznym korku. Na jej ulicach odbywa się właśnie ciekawy eksperyment ideologiczny.
Zakorkowana Trasa Łazienkowska w Warszawie na odcinku, gdzie od niedawna jest buspasBartosz Bobkowski/Agencja Gazeta Zakorkowana Trasa Łazienkowska w Warszawie na odcinku, gdzie od niedawna jest buspas

Podstawą nowego myślenia o organizacji ruchu jest uprzywilejowanie komunikacji zbiorowej kosztem indywidualnej. W związku z tym na Trasie Łazienkowskiej, najważniejszym trakcie łączącym lewy i prawy brzeg Wisły, wytyczono tzw. buspasy. Nastąpił paraliż nie tylko Trasy, ale i całej stolicy, bo zadziałał efekt domina. Kierowcy uciekający z jednego korka tworzą następny. Stanęły wloty na Trasę Łazienkowską, okoliczne ulice, pozostałe mosty. Stanęły inne dzielnice i obrzeża Warszawy. To katorga nie tylko dla mieszkańców, ale też dziesiątków tysięcy przybyszów, którzy tu przyjeżdżają ze służbowej konieczności, oraz tysięcy cudzoziemców, którzy markotnieją, ginąc w chaosie polskiej metropolii. Gołym okiem widać, że doszło do totalnego paraliżu. Przejazd z Ochoty na Pragę może trwać ponad godzinę. Z Raszyna do Śródmieścia – od półtorej do dwóch godzin. Z Ursynowa na Wolę – półtorej godziny. A to zaledwie kilkukilometrowe odcinki.

Korki uliczne to choroba większości polskich miast, nieprzystosowanych do intensywnego ruchu samochodowego. Za mało ulic, za wąskie, brak parkingów, obwodnic – lawa pojazdów nie znajduje ujścia. Miasta są jak butelka zatkana korkiem. Ani się wydostać, ani dostać.

W aglomeracji stołecznej najgorzej mają dojeżdżający spod miasta. Są skazani na podróżowanie samochodem: bo w pobliżu ich siedzib zwykle nie ma komunikacji publicznej. Strumień pojazdów wlewa się do Warszawy od strony Gdańska, od Krakowa i Katowic, od Lublina, Siedlec i od Poznania. Powitanie ze stolicą odbywa się na stojąco. Korki zaczynają się już przed granicami miasta, a im dalej, tym gorzej.

Najgorzej bywa w poniedziałki i piątki, ale też w niedziele wieczorem, nie mówiąc już o tak szczególnych okolicznościach jak aktualne wyjazdy i dojazdy zaduszkowe, słusznie przezywane przez policję – Akcją Znicz.

Reklama