Nawrzucać doktorowi
„Osoby awanturujące się nie będą obsługiwane”. Pacjenci agresywni wobec lekarzy
Prosimy o zachowanie ciszy i spokoju na terenie przychodni. Osoby awanturujące się nie będą obsługiwane” – taka kartka zawisła w przychodni przy ul. Motylowej w Łodzi po tym, jak do wymachującego laską pacjenta trzeba było wezwać policję.
– To nie tak, że się zdarza. To codzienność – deklaruje Wiesława Bogusz, przełożona pielęgniarek. – Gdyby nie szyba, rejestratorki notorycznie obrywałyby po głowie. Ja rozumiem, że ludzie się denerwują: kolejki, wyczekiwanie pod gabinetami. Ale są jakieś granice.
Niedawno pacjent naubliżał jej, robiąc dziwne gesty w okolicach rozporka, bo w czasie wizyty u lekarza czegoś zapomniał i chciał wejść do gabinetu, gdy był tam następny pacjent. Omal nie doszło do linczu na krwiodawcy ze srebrną odznaką, który miał prawo wejść bez kolejki. Ludzie awanturują się między sobą, z rejestratorkami, pielęgniarkami i już nabuzowani trafiają do gabinetu, gdzie siedzi lekarz obsługujący 45 pacjenta tego dnia.
– Nikomu nie odmawiamy pomocy. W wywieszonej informacji chodzi o to, że nie obsłużymy agresywnego pacjenta, dopóki się nie uspokoi – tłumaczy Wiesława Bogusz. Ma żal do lokalnej prasy, która porównała ich przychodnię do sklepu z „Misia”. Jakoś tak jest, że media zawsze bronią pacjenta i nie chcą zobaczyć, jak to wygląda od drugiej strony.
Stosunkowo najrzadziej spotykają się z agresją lekarze specjaliści. Są reglamentowanym dobrem, o które toczy się walka. Problemem bywa tu pomieszanie służby zdrowia prywatnej i państwowej. Ktoś był na prywatnej wizycie, lekarz zasugerował drogie specjalistyczne badania, które można wykonać za darmo, jeśli ma się skierowanie od państwowego. Taki pacjent nie przychodzi, żeby go leczyć, tylko po kwitek.